W czasach obecnych najbardziej rozpoznawalnymi czołgami podstawowymi są te maszyny, które powstały jeszcze w okresie zimnej wojny, a ich obecny „kształt” (tzn. ścieżki rozwoju oraz modernizacji tychże pojazdów) uformował się w latach 90. XX wieku. Są to oczywiście takie czołgi, jak amerykański M1 Abrams, niemiecki Leopard 2, francuski Leclerc, izraelska Merkawa oraz rosyjski T-90.
Wyżej wymienione pojazdy pancerne już niejednokrotnie były omawiane (w sposób wyczerpujący, choć w rzadkich przypadkach z błędami merytorycznymi) w fachowej literaturze wojskowej oraz historycznej, zarówno w tym, jak i poprzednim milenium. W związku z tym, w niniejszym artykule pozostawimy wyżej wymienione maszyny na „poligonie historii”, a skupimy się na wybranych propozycjach modernizacji starszych czołgów „stojących nieco na uboczu”.
Nowy-stary czołg z USA
W czasach rywalizacji między dwoma blokami wojskowymi oraz politycznymi (NATO kontra Układ Warszawski) na Zachodzie „koniem roboczym” armii amerykańskiej oraz wielu jej sojuszników stał się czołg M60 Patton, który stopniowo wyewoluował z drugowojennej maszyny o nazwie M26 Pershing, poprzez M46, M47 i M48, aż do ostatecznego kształtu w obecnie znanej formie.
W latach 90. ubiegłego wieku Pattony zostały zastąpione w amerykańskiej armii czołgami M1 Abrams, jednakże tak się nie stało w przypadku (dawnych) sojuszników USA. W wielu przypadkach czołgi M60 nadal pozostawały w czynnej służbie, nawet pomimo tego, iż sprzęt, a w szczególności jego najstarsze wersje, miał swoje lata służby oraz świetności już dawno za sobą.
Na marginesie warto wskazać, że podobna sytuacja jest obecnie w Wojsku Polskim – jako były (całe szczęście!) sojusznik Związku Sowieckiego oraz były aktywny członek Układu Warszawskiego (m. in. udana interwencja w Czechosłowacji) wciąż na stanie posiadamy przestarzałe czołgi T-72M1, czy zabytkowe bojowe wozy piechoty BWP-1. Niestety nic nie wskazuje na to, aby wspominana postsowiecka pancerka miała zniknąć z jednostek liniowych Wojska Polskiego w najbliższym czasie.
Naprzeciw problemom ze starym NATO-wskim czołgiem M60 wyszła amerykańska firma General Dynamics Land Systems (GDLS) z propozycją interesującej modernizacji. Warto podkreślić, że koncepcja modernizacji Pattona do standardów nowego milenium była samodzielnym pomysłem wspomnianego powyżej konsorcjum, a nie strony rządowej czy samych amerykańskich wojskowych. Docelowo takie udoskonalenie maszyny miało zostać zaproponowane sojusznikom USA korzystającym wcześniej ze wspomnianych czołgów M60 lub skierowanych na eksport do zainteresowanych krajów.
Firma GDLS szczególną uwagę zwróciła na Turcję, która na początku XXI wieku planowała zmodernizować lub nawet wymienić flotę posiadanych pojazdów pancernych. Tureccy rządzący wyrazili zainteresowanie projektem udoskonalenia posiadanych Pattonów do standardu M60-2000, więc konsorcjum GDLS zadecydowało o przygotowaniu pierwszego prototypu.
Ponieważ w toku prowadzonych prac rozwojowych doszło do kilku zmian w głównym projekcie zdecydowano o zmianie nazwy zmodernizowanego pojazdu z M60-2000 na 120S MBT (ang. Main Battle Tank – czołg podstawowy). Liczba „120” została zaczerpnięta od kalibru działa, czyli 120 milimetrów, a litera „S” była skrótem do hasła reklamowego „Speedand Survivability” (pol. szybkość i przeżywalność), promującego nowy pojazd.
Ogólnie rzecz ujmując, na starym kadłubie i zawieszeniu miała zostać osadzona nowa wieża, niemalże identyczna z czołgu M1 Abrams. Warto jednak przyjrzeć się kilku detalom kryjącym się pod pancerzem tej modernizacji. Zmodernizowana maszyna miała być napędzana nowym silnikiem diesla z turbodoładowaniem o nazwie Continental AVDS-1790-9AR o mocy 1200 KM (który był także wykorzystywany w izraelskim czołgu Merkawa Mk 3), a także miała otrzymać nową przekładnię, powiększając w ten sposób zasięg operacyjny pojazdu.
W przypadku opancerzenia kadłuba firma GDLS oferowała wiele różnych rozwiązań, dedykowanych dla zamówień klienta, jak na przykład zamontowanie dodatkowego wzmocnienia czy pancerza reaktywnego.
Nowa wieża, która została osadzona na starym kadłubie M60, była niemalże identyczna jak ta, zainstalowana w czołgach M1 Abram; pojawiło się jednak kilka detali. Główną z różnic jest oczywiście średnica pierścienia wieży, na którym była osadzana w kadłubie danej maszyny. W czołgu 120S zastosowano odpowiedni adapter, by wspominania wieża mogła zostać ulokowana na pojeździe.
Kolejną zmianą był system kierowania ogniem – w czołgu 120S zastosowano nowszą wersję, obejmująca współczesny system termowizji, komputer balistyczny, dalmierz laserowy oraz system ostrzegających o usterkach mechanicznych czy elektronicznych w pojeździe.
Następną różnicą był materiał z jakiego została wykonana wieża – czołg 120S miał być skierowany na eksport, wiec jego moduł wieżowy nie posiadał pancerza ze zubożonego uranu w porównaniu do standardowych M1 Abramsów służących w amerykańskiej armii. Zamiast tego osłonę stanowiła standardowa stal hartowana.
Czołg 120S został zaprezentowany na targach IDEF Expo w Turcji w drugiej połowie 2001 roku, a także wystartował w przetargu na modernizację sprzętu pancernego dla tureckiej armii. Ostatecznie pojazd jednak nie odniósł sukcesu w Turcji, ponieważ w konkursie zwyciężyła izraelska propozycja modernizacji M60 w postaci M60T Sabra.
Kolejną szansę na sukces czołgu 120S firma GDLS upatrywała w negocjacjach z egipskimi władzami; w tym przypadku rząd w Kairze zadecydował, iż czołgiem podstawowym nad deltą Nilu stanie się M1 Abrams.
Ponieważ żaden z innych krajów użytkujących czołgi M60 nie wyraził zainteresowania modernizacją do standardu 120S, w 2003 roku jedyny prototyp wspominanej maszyny został rozebrany, a części przekazane na stan amerykańskiej armii.
Czołg, w którym Wschód spotkał się z Zachodem
Po upadku Związku Sowieckiego państwo ukraińskie otrzymało jako spuściznę wiele postsowieckich maszyn wraz z zapleczem logistycznym oraz produkcyjnym, między innymi w postaci charkowskich zakładów zbrojeniowych. Wśród jednostek pancernych należy wyróżnić czołgi T-64 oraz czołgi T-80 w wielu różnych konfiguracjach. Warto odnotować, iż ta ostatnia maszyna w wariancie T-80U była szczytem pancernego rozwoju bloku sowieckiego.
Ponieważ wspomniany powyżej model T-80U posiadał wiele interesujących rozwiązań technologicznych, warto pokrótce przyjrzeć się jego charakterystyce oraz parametrom techniczno-taktycznym.
Czołg ten był napędzany silnikiem z turbiną gazową – podobną jednostkę napędową zastosowali Amerykanie we wspomnianym w już czołgu M1 Abrams. Aczkolwiek warto odnotować, iż konstruktorzy z obu stron żelaznej kurtyny inaczej podeszli do napędu z turbiną gazową. W przypadku amerykańskich inżynierów zaprojektowali oni całą jednostkę od podstaw, specjalnie dedykowaną dla czołgu Abrams. Z kolei radzieccy koledzy po fachu podeszli do tego zagadnienia w inny sposób – w czołgu zamontowano (oczywiście odpowiednio dostosowaną) turbinę gazową pochodzącą… ze śmigłowca bojowego.
W przypadku ochrony czołgu na jego kadłubie oraz wieży montowano kostki pancerza reaktywnego (ang. Explosive Reactive Armour– ERA) Kontakt-5, który był najnowszym wariantem takiego wyposażenia w Związku Sowieckim. Obecnie jego bazowa wersja jest nieco przestarzała, a na przykład Federacja Rosyjska, chociaż wciąż stosuje zmodernizowany Kontakt-5 na swoich maszynach, uzupełnia ochronę nowym modułem ERA o nazwie Relikt. W przypadku czołgów należących do Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) Kontakt-5 jest zastępowany pancerzem reaktywnym własnej produkcji o nazwie Nóż lub jeszcze nowszym modelem, określany mianem Duplet.
W kwestii uzbrojenia czołg T-80U był wyposażony w armatę 125 milimetrów, która oprócz standardowych pocisków podkalibrowych oraz kumulacyjnych, mogła strzelać przeciwpancernymi pociskami kierowanymi (PPK) z systemu 9K119 Refleks (w kodzie oznaczeń NATO pod nazwą AT-11 Sniper).
Warto odnotować, że na zachodzie pod koniec lat 90. XX w. wycofano ostatnie czołgi mogące miotać PPK ze swojej lufy (np. M551 „Sheridan” oraz M60A2 Patton „Starship”). Aczkolwiek trzeba też wskazać, iż amerykanie (oraz NATO) nie zrezygnowali z pocisków kierowanych – po prostu porzucili koncepcję miotania ich z czołgowej armaty, a zamiast tego montowali na wielu różnych pojazdach (lub dawali piechocie) dodatkową „rurę” w postaci zestawu BGM-71 TOW.
„Szczyt techniki”, jakim był na swoje czasy czołg T-80U, po upadku ZSRR znalazł swoje miejsce zarówno w armii (oraz fabrykach zbrojeniowych) Federacji Rosyjskiej oraz Ukrainy. Każdy z sąsiadów starał się jakoś udoskonalić pojazd przed wejściem w nowe milenium.
Zastosowanie nowoczesnej techniki w T-80U pociągało również pewne konsekwencje w postaci wysokich kosztów produkcji oraz eksploatacji. W związku z tym na początku lat 90. XX wieku Siły Zbrojne Ukrainy zdecydowały się, że jej „pięść pancerną” będą stanowić czołgi T-64 – tańsze w produkcji oraz modernizacji, a także prowadzeniu remontów oraz łatwiejsze w utrzymaniu potencjału bojowego.
Kolokwialnie ujmując, czołg T-80 „poszedł w odstawkę”, przynamniej w mniemaniu wojskowych spod znaku złotego trójzęba. Jednakże ukraiński przemysł zbrojeniowy nie chciał, aby zdolności produkcyjne tej maszyny zostały bezpowrotnie utracone, dlatego też starał się pozyskać partnerów oraz klientów poza granicami państwa.
Jedną z takich okazji stał się przetarg na nowe czołgi podstawowe dla armii tureckiej. Nie należy mylić tego konkursu z tym opisanym w pierwszej części tegoż artykułu – tamten przetarg dotyczył modernizacji posiadanych czołgów M60 Patton. Turcy prowadzili prace dotyczące poprawy kondycji swojego pancernego parku maszyn dwutorowo – z jednej strony chcieli zmodernizować posiadane pojazdy, a z drugiej rozważali zakup całkowicie nowych i nowoczesnych maszyn.
Wojskowi z Ankary określili specyfikację dla maszyn biorących udział w konkursie ofert – czołgi przede wszystkim musiały spełniać NATO-wskie standardy, czyli używać odpowiedniej amunicji strzeleckiej oraz czołgowej, stosowanej przez wszystkich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Ukraiński przemysł zbrojeniowy wyszedł naprzeciw tureckim wymaganiom, by zyskać międzynarodową rozpoznawalność, prezentując czołg T-84 Jatagan wyposażony w armaturę kalibru 120 milimetrów. Na marginesie warto zasygnalizować, że pojazdy pancerne użytkowane przez SZU „na co dzień” są uzbrojone w armatę 125 milimetrów.
Ukraińcy zdecydowali się postawić na czołg T-80, a nie na T-64, ponieważ pierwszy – jego charakterystyka została opisana na wstępie do tego podrozdziału artykułu – posiadał lepsze oraz nowocześniejsze rozwiązania techniczne w porównano do drugiego.
Jakie zmiany przeszedł czołg ze Wschodu, by sprostać zachodnim wymaganiom? Przede wszystkim wspomnianą powyżej natowską armatę KBM-2 120 milimetrów, specjalnie wyprodukowaną przez ukraińskie zakłady dla czołgów T-72 i T-80, by mogły bez problemu korzystać z amunicji stosowanej przez siły Sojuszu Północnoatlantyckiego. Warto także wskazać, iż z armaty kalibru 120 mm czołg mógł miotać odpowiednimi przeciwpancernymi pociskami kierowanymi.
Zmianie uległ także automatyczny mechanizm ładowania pocisków do działa, zwany potoczne „karuzelą”. Standardowo w czołgach (post)sowieckich system podawania amunicji do armaty jest ulokowany w niszy wieży czołgu. Co prawda mechanizmy dla np. czołgów T-72 i T-80 nieco się od siebie różną w sposobie funkcjonowania, jednak efekt jest taki sam – pociski są automatycznie podawane z koła „karuzeli”, ulokowanej w dolnej części wieży pojazdu.
Aby spełnić NATO-wskie wymagania, w czołgu T-84 Jatagan magazyn amunicji został przeniesiony za wieżę oraz odgrodzony od przedziału załogi, by w razie trafienia i eksplozji amunicji zniszczeniu uległ sam schowek, a czołgiści pozostali nietknięci. Oprócz tego sam podajnik został przeprojektowany na wzór tego stosowanego we francuskim czołgu Leclerc. Dzięki takiemu zabiegowi załoga nadal liczyła 3 członków, była zabezpieczona przed eksplozją amunicji, a sam pojazd spełniał wymogi Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Jako broń maszynowa na pokładzie zostały zainstalowane karabiny NATO-wskie – funkcję współosiowego karabinu maszynowego, montowanego obok głównego uzbrojenia czołgu, pełnił belgijski FN FAL zasilany amunicją 5,56 lub 7,62 mm. Na stropie wieży czołgu obok włazu dowódcy ulokowano amerykański karabin maszynowy M2 Browning kalibru 12,7 mm.
W przypadku elektroniki w pojeździe zamontowano francuski system łączności. Pozostałe podzespoły pochodziły z rodzimej, ukraińskiej produkcji. Osłonę pojazdu stanowił standardowy pancerz warstwowy, a także wspomniany już wcześniej pancerz reaktywny Nóż.
Oprócz tego czołg wyposażono w system obrony aktywnej Warta, który umożliwiał zakłócanie trajektorii lotu nadlatujących pocisków rakietowych za pomocą swoich „czerwonych oczu”, czyli laserowych przyrządów opto-elektronicznych. Ponadto system Warta zawierał czujnik ostrzegający załogę, że czołg został namierzony przez dalmierz laserowy pojazdu przeciwnika lub laser naprowadzający przeciwpancernego pocisku kierowanego.
Niestety czołg T-84 Jatagan miał też pewne braki – nie posiadał systemu termowizyjnego, a zamiast tego przyrządy celownicze oraz obserwacyjne dla dowódcy i celowniczego posiadały jedynie pasywne wzmacnianie obrazu, podobnie jak w bazowej wersji czołgu T-84.
Nieco odchodząc od tematu i wybiegając w przyszłość, warto zauważyć, że brak termowizji oraz noktowizji w czołgach wchodzących na stan SZU (T-64 w różnych konfiguracjach) straszliwie zemścił się na ukraińskich oddziałach pancernych w latach 2014-2015, podczas prowadzenia działań bojowych o zmierzchu czy w nocy przeciwko (pro)rosyjskim separatystom w Donbasie, którzy z kolei byli odpowiednio doposażeni do operowania w ciemnościach, dzięki „uprzejmości” wielkiego „neutralnego” sąsiada zza wschodniej granicy Ukrainy.
Wracając do głównego wątku – w tureckim konkursie T-84 Jatagan stanął do rywalizacji z francuskim czołgiem Leclerc, niemieckim Leopardem 2A6 oraz amerykańskim zmodyfikowanym M1A2 Abrams (którego jednostką napędową stał się silnik Diesla niemieckiej produkcji). Według założeń konkursu zwycięski producent miał dostarczyć 250 maszyn, a pozostałych 750 pojazdów miało zostać wyprodukowanych w zakładach wybudowanych na terenie Turcji.
Turecki przetarg rozpoczął się w 2001 roku, jednakże został on gwałtownie przerwany w lutym 2002 roku, gdy kraj ten nawiedziły silne trzęsienia ziemi, które z kolei pociągły za sobą poważne problemy tamtejszej gospodarki.
W związku z powyższym konkurs został anulowany, a Turcy wrócili do koncepcji z wczesnych lat 90. XX w., czyli pozyskania starych czołgów Leopard 2A4 z Niemiec, które znajdowały się w magazynach przedsiębiorstwa Krauss-Maffei Wegmann. Docelowo zakupione w 2005 roku czołgi przeszły szereg modyfikacji oraz usprawnień.
Co stało się z T-84 Jatagan oferowanym w tureckim przetargu? Jeden z egzemplarzy został przekazany do ukraińskich sił zbrojnych i w pewnym stopniu jest nadal sprawny, choć znajdujące się w nim komponenty wyprodukowane przez zachodnie firmy zostały zastąpione przed odpowiedniki krajowej produkcji.
Nawiasem ujmując, ukraińskie pojazdy bojowe stopniowo są „zasilane” podzespołami rodzimej produkcji, wypierając elementy pochodzące z Rosji czy Zachodu – dzięki temu ich produkcja jest niezależna od zewnętrznych dostaw (czy np. embargo), a także czas naprawy lub wymiany zostaje skrócony.
Długo po zakończeniu tureckiego przetargu czołg T-84 Jatagan został ponownie pokazany publicznie w… sierpniu 2018 roku podczas defilady wojskowej z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Pytaniem otwartym pozostaje kwestia obecnego potencjału bojowego wspominanej maszyny. Być może czołg T-84 Jatagan nigdy nie będzie de facto pełnił aktywnej, intensywnej służby, a zamiast tego będzie jedynie „maskotką” letnich wojskowych parad w Kijowie. Niestety istnieje ryzyko, że jego nowsze wersje, czyli czołgi Opłot-M i -2M mogą podzielić ten sam los, o czym szerzej pisałem w tym poście.
Zakończenie
Podsumowując, na początku nowego milenium na Wschodzie i Zachodzie firmy zbrojeniowe poszukiwały koncepcji i rozwiązań dla pojazdów, które niekoniecznie miały zrewolucjonizować pole walki, ale przenieść je do współczesnego standardu, przynajmniej w minimalnym stopniu.
Powyżej opisałem dwa przypadki niejako hybryd – Zachód starał się połączyć dwa czołgi w jeden, a z kolei Wschód dążył do próby mariażu NATO-wskich wymagań i podzespołów z (post)sowiecką pancerką. Obie tak różne koncepcje spotkały się w tym samym kraju, Turcji, lecz niestety oba pojazdy musiały opuścić Ankarę „na tarczy”.
Historia zna wiele nieudanych projektów czy propozycji modernizacji pojazdów pancernych, jednakże bardzo często porażki pozwalały skonstruować jeszcze lepsze maszyny – patrz prototypy czołgów KPz 70 / MBT-70, które przekształciły się odpowiednio w Leoparda 2 i M1 Abrams. Aczkolwiek warto także pamiętać o tych „pancernych niepowodzeniach” z początku nowego milenium, które pozwoliły na ukształtowanie „czołgów sukcesu” współczesnego pola walki.
3 komentarze