W ostatnim czasie pojawiły się zdjęcia modernizacji rosyjskiego czołgu T-90M operującego w trakcie nieuzasadnionej rosyjskiej inwazji na Ukrainę w rejonie Charkowa. To dobra okazja, by przyjrzeć się najnowszym produktom rosyjskiego przemysłu pancernego, czyli T-14 Armata oraz wspomnianemu T-90M z programu „Proryw-3”. W tekście weźmiemy pod lupę historię rozwoju obu maszyn, prowadzenie modernizacji oraz proces wdrażania ich do służby w armii rosyjskiej.
Oczywiście, aby bardzo szczegółowo (z opisaniem stanu niemalże każdej śrubki w pojeździe) i w sposób wyczerpujący przedstawić poruszaną tematykę, należałoby napisać wielostronicowe opracowanie. Niestety forma artykułu internetowego z jednej strony nie pozwala na tak wyrafinowaną formę, a z drugiej strony nie każdego może intensywnie interesować sytuacja tej przysłowiowej „śrubki w trzecim rzędzie poniżej drugiego spawu w dolnej części kadłuba”.
Zamiast tego odsyłam do pozycji bibliograficznych, poczynając od tych encyklopedycznych (np. „Czołgi i wozy opancerzone Rosji od 1990 do dzisiaj” autorstwa Russela oraz Stephena Harta), aż po specjalistyczne wydania (takie jak czasopismo „Wozy Bojowe Świata”, gdzie w numerze 7/2016 oraz 1/2017 [numer specjalny] Paweł Przeździecki oraz Jarosław Wolski detalicznie omawiają sylwetki obu wspomnianych we wstępie pojazdów).
(Nie)zidentyfikowane obiekty jeżdżące
W zasadzie aby rozpocząć analizowanie historii rozwoju czołgu T-90, należałoby cofnąć się nawet do momentu rozpoczęcia produkcji w 1973 roku, a w dalszym etapie modernizacji czołgu T-72 przez rosyjskie zakłady zbrojeniowe UralWagonZawod (UWZ). Jednakże historię wspomnianej „siedemdziesiątki dwójki” pozostawimy do omówienia w innym tekście. W związku z tym musimy wykonać przeskok do lat 90. XX wieku, gdy podjęto pracę nad modernizacją w postaci T-72BU.
Pod koniec istnienia ZSRR w zakładach UWZ rozpoczęły się prace nad udoskonaleniem lub nawet zastąpieniem nową maszyną czołgu T-72. Pierwszy koncept w postaci prototypu o nazwie Obiekt 188 miał być ewolucją na drodze poprawy parametrów taktyczno-technicznych „siedemdziesiątki dwójki”, natomiast drugą propozycję oznaczoną jako Obiekt 187 można by niejako uznać za rewolucję w rozwoju w stosunku do rodziny czołgów T-72.
Projekt o nazwie Obiekt 188 koncentrował się na poprawie ochrony załogi poprzez dokonaniu zmian we frontowej płycie pancerza oraz zamontowanie kostek pancerza reaktywnego (ERA – ang. explosive reactive armour) o nazwie Kontakt-5. Oprócz tego zamierzano zainstalować nowy system kierowania ogniem 1A45 Irtysz, zaczerpnięty z modernizacji czołgu T-80U/UD.
Natomiast projekt Obiekt 187 był o wiele bardziej ambitniejszy – zbudowano przynajmniej sześć prototypów, a praktycznie na każdym z nich testowano inne rozwiązania technologiczne czy rodzaje jednostek napędowych, w tym także silniki turbinowe wraz z pomocniczymi agregatami prądotwórczymi.
W tymże projekcie także skupiono się na przeprojektowaniu przedniego pancerza kadłuba, ponieważ peryskopy umiejscowione przed włazem kierowcy w każdym rosyjskim czołgu są najłatwiejszym punktem do penetracji od czoła przez przeciwnika (również współcześnie).
Ponadto zmieniono także wieżę pojazdu – zrezygnowano z odlewanego jednolitego modułu, a zamiast tego postawiono na wieżę spawaną z płyt walcowanych. We wspomnianych prototypach Obiektu 187 testowano również nowe lub zmodernizowane uzbrojenie w postaci armat gładkolufowych kalibru 125 mm (2A66 i 2A46M).
Być może któryś z testowanych prototypów Obiektu 187 trafiłby ostatecznie do produkcji, przewyższając w parametrach nawet sowieckie czołgi T-80U, stojące na bardzo wysokim poziomie technologicznym w tamtych czasach. Jednakże tak jednak się nie stało, ponieważ Związek Sowiecki upadł, a Obiekty 187 i 188 zostały „odłożone na półkę”.
Nowa nazwa, stary czołg
Rosja, a wraz z nią tamtejszy przemysł zbrojeniowy, starała odnaleźć się w nowej, postsowieckiej rzeczywistości. Utrata zakładów w Charkowie tworzących innowacyjne rozwiązania dla czołgów, była poważnym ciosem. Ograniczenia budżetowe nie pozwalały na samodzielne tworzenie nowych, ambitnych rozwiązań w dziedzinie broni pancernej. W związku z powyższym (a także najprawdopodobniej poprzez naciski kierownictwa zakładów UWZ na władze w Moskwie) podjęto decyzję o powrocie do ewolucyjnej koncepcji modernizacji zastosowanej w Obiekcie 188.
Pierwotnie zmodernizowany czołg miał otrzymać nazwę T-72BU, jednakże, jak to w Rosji bywa, ze względów stricte propagandowych podjęto decyzję o nadaniu staremu-nowemu czołgowi miana T-90, argumentując to tym, że Federacja Rosyjska wchodzi w nowe milenium z nowym, a co za tym idzie, nowoczesnym czołgiem.
Pierwsze maszyny zeszły z linii produkcyjnej w 1992 roku, a publicznie zostały pokazane rok później na poligonie w Kubince, niedaleko Moskwy. Model dopuszczony do produkcji posiadał udoskonalenia, głównie zaczerpnięte z modyfikacji T-72B z 1989 roku oraz rozwiązań zastosowanych w Obiekcie 188, takich jak zmiana konfiguracji przedniego pancerza kadłuba, odlewane wieże (w pierwszych wariantach T-90, później zastąpiono je spawanymi), system kierowania ogniem Irtysz z pasywnym nocnym celownikiem działonowego Buran-PA.
W kilku przypadkach „dziewięćdziesiątki” otrzymały rosyjskie kamery termowizyjne Agawa-2. Głównym uzbrojeniem T-90 stała się armata 2A46M wraz z systemem 9K119 Refleks pozwalającym na miotanie przeciwpancernymi pociskami kierowanymi (PPK) z głównego działa. Elementem wyróżniającym (i ułatwiającym zewnętrzną identyfikację) pojazdu stał się elektro-optyczny system Sztora-1, zakłócający działanie nadlatujących wrogich PPK.
Ponieważ Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej (SZFR) zamówiły niewielką ilość nowych maszyn – do 2004 roku było to tylko w przybliżeniu 120 czołgów, przedsiębiorstwo UWZ zaczęło rozglądać się za potencjalnymi klientami poza granicami kraju, aby w jakikolwiek sposób utrzymać sprawność linii produkcyjnych. Dla zagranicznych odbiorców przygotowano wariant T-90S, który przede wszystkim otrzymał spawaną wieżę, wzorowaną na prototypach z Obiektu 187.
UralWagonZawod znalazł klienta w 2001 roku, a były nim Indie, które zamówiły kilkaset sztuk czołgu T-90S. Sukces zagranicznej sprzedaży pozwolił na dalszy rozwój podstawowego wariantu i stworzenie modernizacji w postaci T-90A. W porównaniu do bazowej wersji, T-90A otrzymał przede wszystkim spawaną wieżę, mocniejszy 1000-konny silnik oraz zmianę pakietu systemów celowniczych.
W 2004 roku SZFR podjęły decyzję o zakupie niewielkiej partii (32 maszyny) czołgów T-90A. Kolejne zakupy odbyły się dwa lata później, gdy zamówiono następne 217 maszyn. Cały proces produkcji oraz dostarczania maszyn do rosyjskiej armii zakończył się w 2011 roku. Może być zastanawiającym, dlaczego wojskowi ze wschodu nie są tak skłonni do zakupu tego typu maszyny? Odpowiedź jest prosta – jak zawsze chodzi o pieniądze. Rosjanie są bardziej zainteresowani modernizacją posiadanych czołgów T-72 do standardu T-72B3, która nie dość, że jest tańsza, to pod niektórymi względami dorównuje parametrom taktyczno-technicznym T-90A.
Na marginesie tylko odnotujmy, że równolegle do procesu powstawania i modernizacji T-90 trwa modernizacja T-72 do wspomnianego standardu T-72B3. Pierwszą propozycję przedstawiono w 2011 roku, kolejną trzy lata później, a najnowszą w 2016 r. Tak jak wspominałem, to zagadnienie dotyczy bezpośrednio rodziny „T – siedemdziesiątek dwójek” i zostanie omówione przy innej okazji.
Modernizacja T-90 nie zatrzymała się tylko na wariancie T-90A. W 2011 roku przedsiębiorstwo UWZ ujawniło, że pracuje w ramach programu „Proryw-2” nad modelem T-90AM. Pojazd ten ponownie nie spotkał się jednak z szerokim zainteresowaniem ze strony armii rosyjskiej, dlatego też podjęto poszukiwania zagranicznych odbiorców.
W 2013 roku na targach sprzętu wojskowego Abu Dhabi IDEX-2013 zaprezentowano wariant eksportowy T-90MS. Modernizacja obejmowała głównie zainstalowanie mocniejszego silnika o mocy 1130 koni mechanicznych, celownika dla działonowego Sosna-U, rosyjskiego systemu nawigacji satelitarnej GLONASS, pancerza reaktywnego „Relikt” i czterech kamer dla dowódcy, obserwujących cały teren wokół czołgu.
Co ciekawe, pojazd został przykryty kamuflażem „Nakidka”, który wiele lat wcześniej został opracowany dla czołgu T-72B2 „Rogatka”. Celem tej siatki maskującej jest zmniejszenie sygnatury cieplnej pojazdu dla przeciwnika oraz zniekształcenie w odbiorze jego wizualnej sylwetki. W tym miejscu można, nie bez cienia złośliwości, napisać, że T-72B2 dosłownie zatrzymał się na „rogatkach” i nie wszedł do służby w SZFR, ponieważ jak zwykle zaawansowany sprzęt okazał się być zbyt kosztownym dla budżetu rosyjskiego ministerstwa obrony.
Do tej pory wariant T-90MS został zakupiony ponownie przez Indie, a w niedalekiej przyszłości takie maszyny mają otrzymać: Egipt (500 pojazdów) oraz Kuwejt (146 czołgów). Istnieją również przesłanki, iż nabyciem T-90MS jest zainteresowany któryś z krajów z Ameryki Południowej – przede wszystkim wymieniane jest tutaj Peru, które do tej pory utrzymuje w służbie przestarzałe czołgi T-55 i poszukuje ich odpowiedniego następcy.
Przedsiębiorstwo UWZ nadal stara się zainteresować rosyjskich wojskowych kolejnym zakupem czołgów z serii T-90. W 2015 roku wyjawiono, iż trwają pracę nad następnym wariantem modernizacji czołgu w postaci T-90M w ramach projektu „Proryw-3”. Według założeń rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego ma on przynieść ogólną poprawę parametrów taktyczno-technicznych pojazdu, aczkolwiek nieco słabszą w porównaniu do rozwiązań zastosowanych w projekcie „Proryw-2” (T-90AM). Jest to spowodowane poszukiwaniem bardziej „budżetowych” rozwiązań.
Modernizacje opracowane w projekcie „Proryw-3” dla T-90M obejmują takie elementy, jak zmodernizowana armata gładkolufowa 2A46M-5 kalibru 125 mm, nowy system kierowania ogniem „Kalina”, a także zdalnie sterowany moduł karabinu maszynowego Kord zainstalowanego na szczycie wieży, jak również nowe środki łączności, czy nawigacja satelitarna.
W zakresie wzmocnienia ochrony czołgu zdecydowano się pokryć pancerz kadłuba i wieży kostkami pancerza reaktywnego „Relikt”, a także pancerzem listwowym w tylnej części pojazdu. Pod względem poprawy mobilności czołgu podjęto decyzję o zamontowaniu silnika wysokoprężnego o mocy 1130 koni, wraz z automatyczną skrzynią biegów oraz postojowym agregatorem prądotwórczym.
W 2017 roku ministerstwo obrony Rosji w trakcie targów zbrojeniowych „Armia-2017” podpisało kontrakt z przedsiębiorstwem UWZ na dostawę pierwszej partii 30 czołgów w wariancie T-90M. Rok później rozszerzono zamówienie o kolejne 30 pojazdów. Pierwsze przekazane czołgi de facto otrzymały tylko pakiet modernizacyjny, przerabiający T-90 na T-90M, natomiast pojazdy zamówione później miały zostać wyprodukowane zupełnie od podstaw.
Do końca roku 2021 przedsiębiorstwo UWZ miało wyprodukować od 80 do 130 maszyn w najnowszej konfiguracji. Według planów rosyjskiego ministerstwa obrony do 2027 roku siły zbrojne mają otrzymać 400 czołgów T-90M.
W wyniku opóźnień produkcyjnych pierwsze czołgi T-90M, w sile najprawdopodobniej jednego batalionu (35-40 maszyn, choć niektóre źródła twierdzą, że było to aż 100 pojazdów) weszły do służby w pierwszym kwartale 2020 roku. Otrzymała je 27. Samodzielna Gwardyjska Brygada Strzelców Zmotoryzowanych, stacjonująca na co dzień w mieście Wiaźma, która wchodzi w skład 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej Zachodniego Okręgu Wojskowego.
Szlak bojowy T-90
Ciężko jest dokładnie wskazać, gdzie po raz pierwszy czołgi T-90 faktycznie zostały rzucone w bój. Niektóre rosyjskojęzyczne źródła sugerują, że wspominane maszyny już pojawiły się w Czeczenii w 1995 roku, czyli zaledwie 3 lata po wprowadzeniu do służby. Kolejny konflikt, gdzie miały zostać użyte niniejsze czołgi to wojna w Dagestanie, gdzie Rosjanie wskazują, iż operowało około 8-12 maszyn. Nowsze doniesienia dowodziły, iż czołgi T-90 miałyby pojawić się w Donbasie w 2014 roku, udzielając wsparcia prorosyjskim separatystom w rejonie Ługańska oraz Doniecka. Po raz kolejny tego typu maszyny miały powrócić do Donbasu w roku następnym.
Na wszystkie wymienione powyżej „występy” czołgów T-90 brakuje jednoznacznych dowodów, wskazujących na to, by te pojazdy faktycznie uczestniczyły w działaniach wojennych. Należy też zauważyć, iż z zewnątrz czołgi T-90A mocno przypominają maszyny T-72B3, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że maszyny po prostu zostały błędnie zidentyfikowane przez obserwatorów.
Materiał fotograficzny oraz filmowy jednoznacznie potwierdza natomiast udział czołgów T-90 w działaniach prowadzonych w Syrii. Pojazdy te stanowiły część rosyjskiego kontyngentu wojskowego, który został skierowany do działań bojowych na Bliski Wschód w 2015 roku.
W początkowej fazie rosyjskiej operacji w Syrii zidentyfikowano siedem czołgów T-90 (choć możliwe, że mogło być ich więcej), których głównym zadaniem była ochrona lotniska wojskowego Hmejmim. W późniejszym czasie czołgi tego typu zostały przekazane bezpośrednio żołnierzom syryjskim, a pod koniec 2016 roku Rosja dostarczyła kolejną partię maszyn dla strony prorządowej.
Ponownie o czołgach T-90, tym razem w wersji T-90M, mogliśmy usłyszeć w trakcie przygotowań do obecnie trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę. W przededniu inwazji czołgi w liczbie około 20 sztuk zauważono w miejscowości Kastornaja (ros. Касторная) w obwodzie kurskim, położonej zaledwie 83 km od ukraińskiej granicy.
Pierwsze audiowizualne potwierdzenia w postaci filmów oraz zdjęć wskazujących na to, że czołgi T-90M rzeczywiście wkroczyły na Ukrainę pojawiły się 25 kwietnia bieżącego roku. Pojazd został uwieczniony na filmie przez siły rosyjskiej Rosgwardii, które operowały w pobliżu Charkowa, niedaleko miejscowości Kozacza Łopan.
Należy także podkreślić, że czołg „znaleziony” w Ukrainie został przykryty wspomnianym już wcześniej kamuflażem „Nakidka”, co jest pewnym novum, ponieważ do tej pory wszystkie fotografie czołgu T-90M z pokazów lub targów przedstawiały tę maszynę „gołą” – bez nałożonej takiej siatki maskującej.
Najprawdopodobniej nie jest to ostatni „występ” T-90M w konflikcie ukraińskim, więc w przyszłości z pewnością czeka nas jeszcze przynajmniej kilka wzmianek o tym czołgu w mediach społecznościowych i nie tylko. Osobiście z niecierpliwością oczekuję na informację, gdy błękitno-złota flaga spod znaku tryzuba załopocze przynajmniej nad jednym z nich.
Zaledwie na kilka dni przed publikacją niniejszego tekstu pojawiły się informacje (potwierdzone fotografiami), iż co najmniej jeden rosyjski czołg T-90M operujący w rejonie Charkowa został skutecznie wyeliminowany przez ukraińską obronę. Niestety na podstawie opublikowanych materiałów nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy ten konkretny pojazd był wcześniej osłoniętym kamuflażem „Nakidka”.
T-14 Armata – propaganda sukcesu kontra rzeczywistość
Wbrew powszechnej opinii, a także propagandzie serwowanej przez rosyjskie organy państwowe czy przemysłowe, czołg T-14 Armata nie jest czymś zupełnie nowym, zaprojektowanym przez inżynierów – „geniuszy” z przedsiębiorstwa UWZ. W rzeczywistości pojazd ten jest połączeniem projektów oraz koncepcji, które były tworzone przez różne sowieckie biura konstrukcyjne pod koniec istnienia ZSRR, a następnie z różnymi efektami były kontynuowane w Federacji Rosyjskiej.
Oprócz tego trzeba wskazać, iż T-14 nie stał się „pancernym przodownikiem” w zakresie rozwoju czołgów na całym świecie – należy stwierdzić, że dopiero w „Armacie” Rosjanie zaczęli faktycznie doganiać zaawansowane technologie, które są sukcesywnie wdrażane do zachodnich pojazdów pancernych przynajmniej od kilku lat.
Praktycznie każde biuro konstrukcyjne w Rosji Sowieckiej w okolicach połowy lat 80. XX w. prowadziło badania nad pojazdami oznaczonymi jako „Obiekty” z odpowiednią numeracją. Wśród ośrodków badawczych, oprócz wielokrotnie wspominanych zakładów UWZ, należy wymienić: Czelabińską Fabrykę Traktorów, zakłady Transmasz zlokalizowane w Omsku, Zakłady Kirowa w Leningradzie (obecnie Petersburg) oraz Charkowskie Zakłady Budowy Środków Transportu im. Małyszewa (obecnie w Ukrainie).
Na początku lat 90. XX w. projekty i koncepcje zaczęły w jakiś sposób materializować się w postaci pierwszych projektów, takich jak Obiekt 195, określany też inaczej jako T-95 „Czarny Orzeł”. Prace nad tym modelem były prowadzone do 2010 roku, gdy projekt został najprawdopodobniej uznany za nieperspektywiczny.
Jednakże wysiłki podjęte w tym projekcie przez rosyjski przemysł zbrojeniowy nie poszły na marne – nabyte doświadczenie zostało przeniesione na rozwój kolejnego projektu – o nazwie Obiekt 148, czyli czołg T-14 Armata. Eksperci wskazują, że wstępne prace nad tym pojazdem rozpoczęły się jeszcze w 2005 roku, a oficjalnie zainicjowano je w 2010 roku. Pierwsze prototypy „Armaty” skonstruowano w 2013 roku, a dwa lata później przygotowano pierwszą niewielką przedseryjną partię pojazdów, składającą się z 20 maszyn, z których część została zaprezentowana na defiladzie w Moskwie 9 maja w „Dniu Zwycięstwa”.
Jak można łatwo zauważyć na podstawie powyżej zaprezentowanej chronologii – T-14 Armata nie został skonstruowany i wdrożony błyskawicznie do SZFR w zaledwie kilka lat, ale prace nad nim ciągnęły się przez 8 lat, a uwzględniając projekty wcześniejsze poprzedzających maszyn – wychodzi już kilkanaście lat. Dodajmy jeszcze do tego, że według pierwotnych planów do końca roku 2020 do służby oficjalnie miało wejść 2300 pojazdów (!), później te plany zweryfikowano i zredukowano do tylko 100 maszyn. Teraz rosyjscy decydenci deklarują, że jednak będą to zaledwie 32 maszyny (wraz z przyjętymi wcześniej w przedserii 20 pojazdami). Oprócz tego trzeba wskazać, iż seryjne maszyny najpierw miały wejść na stan SZFR w 2018 roku, potem przesunięto to na rok kolejny i jeszcze następny.
Później pojawiły się deklaracje producenta, że pierwsza partia seryjna czołgów będzie gotowa w 2021 roku. Jednakże na chwilę bieżącą jest to, po raz kolejny, opóźniane przez różne czynniki, a obecnie cała produkcja tych maszyn, a także omówionych wcześniej czołgów T-90 (i nie tylko), staje pod znakiem zapytania, ze względu na wprowadzone na Rosję sankcje gospodarcze z powodu agresji na Ukrainę.
Osobną kwestią pozostaje jeszcze finansowanie całego przedsięwzięcia. Szacuje się, że modernizacja czołgów do standardu T-72B3 (w najnowszej wersji z 2016 roku) kosztuje w przybliżeniu 1,8 mln dolarów amerykańskich. Z kolei koszt budowy czołgu T-90A zamyka się w około 3,7 mln USD, a wstępne szacunki wskazują, iż T-14 Armata będzie jeszcze przynajmniej dwukrotnie droższy w produkcji niż wspomniany T-90A.
W związku z powyższym nie może dziwić fakt, że rosyjscy wojskowi nie są skłonni wydawać pieniędze na zaawansowane technologicznie maszyny, które nie dość, że miały problemy w fazie produkcyjnej (o tym poniżej) oraz mają niewiadomą rzeczywistą wartość bojową. Obecnie jedyny użytek z T-14 Armat to działania PR-owe, czy raczej propagandowe, czyli eleganckie prezentowanie się na defiladach i paradach, czy materiałach „promocyjnych” przedsiębiorstwa UWZ lub biuletynach rosyjskiego ministerstwa obrony.
Czołg T-14 – „Armata” czy „strach na wróble”?
Pewną rewolucją w stosunku do poprzednich czołgów konstruowanych w ZSRR a następnie Rosji jest umieszczenie trzyosobowej załogi w specjalnej kapsule w kadłubie pojazdu. Do tej pory kierowca siedział sam „na dole” a w wieży znajdowali się działonowy oraz dowódca. Teraz wszyscy siedzą razem koło siebie w pancernym module.
Inną innowacją w stosunku do poprzednich „teciaków” jest bezzałogowa wieża. W niej mają znajdować się przyrządy celownicze oraz kamery dla dowódcy i działonowego. Na stropie wieży ma być ulokowana kamera o kącie obrotu pola widzenia o 360 stopni dla dowódcy oraz zdalnie sterowany karabin maszynowy. Głównym uzbrojeniem ma być armata 2A82-1M o kalibrze 125 mm z zapasem 45 pocisków w karuzeli automatu ładowania.
W 2018 roku na targach wojskowych „Armia-2018” przedstawiciele przedsiębiorstwa UWZ deklarowali, że czołg T-14 zostanie wyposażony w armatę 2A83 kalibru 152 mm, zamiast dotychczasowo proponowanej, wspomnianej wcześniej, 2A82-1M o kalibrze 125 mm. Rok później na tych samych targach te odważne deklaracje zostały odwołane, a projekt 152 mm działa zamontowanego w „Armacie” poszedł do kosza. Zapewne ponownie ze względów finansowych.
W kwestii mobilności czołg jest napędzany silnikiem wysokoprężnym o mocy 1500 KM wraz z automatyczną skrzynią biegów i potrafi (według zapewnień producenta) poruszać się po płaskich i utwardzonych drogach z szybkością do 90 km/h. Z kolei jego zasięg operacyjny w terenie ma wynosić 500 kilometrów.
Jeśli chodzi o obronę oraz ochronę pojazdu, to został on osłonięty najnowszym pancerzem reaktywnym produkcji rosyjskiej „Malachit”, natomiast system obrony aktywnej „Afganit” odpowiada za wykrywanie, śledzenie i przechwytywanie nadlatujących pocisków przeciwnika, w tym także głowic tandemowych. Jego elementami są charakterystyczne wyrzutnie umieszczone w dolnej części wieży tuż nad kadłubem, zawierające ładunki miotane przeciwko nadlatującym obiektom.
Pomimo zastosowania wielu innowacyjnych rozwiązań, pojazd trapi wiele problemów już na etapie produkcyjnym. Z jednej strony mamy problemy finansowe, w ostatnim czasie również międzynarodowe sankcje, a z drugiej w zakładach przedsiębiorstwa UWZ standardy bezpieczeństwa i higieny pracy mają stać na wprost skandalicznym poziomie.
Rosyjski portal informacyjny e1.ru w zeszłym roku przeprowadził śledztwo dziennikarskie wśród pracowników przedsiębiorstwa UWZ. W toku prowadzonych działań reporterzy ustalili, że BHP w zakładach podległych pod konsorcjum UWZ stoi na krytycznym poziomie, co niejednokrotnie skutkowało poważnymi, a nawet śmiertelnymi wypadkami w poszczególnych fabrykach.
Oprócz tego pracownicy mają otrzymywać bardzo niskie pensje, a także brakuje odpowiedniej komunikacji między pracownikami wyższego i niższego szczebla. Z kolei samo główne kierownictwo zakładów UWZ twierdzi, że wszystko jest w należytym porządku – wypadki zdarzają się bardzo rzadko, a firma dąży do ich wyeliminowania w niedalekiej przyszłości, a oprócz tego pracownicy otrzymują godne wynagrodzenie. Po pełny tekst śledztwa odsyłam na rosyjskojęzyczną stronę pod tym linkiem. Jak można łatwo zauważyć, z pewnością to, co się dzieje w zakładach UWZ zdecydowanie wpływa na tempo produkcji kolejnych pojazdów z serii „Armata”.
Czy T-14 Armata pójdzie w bój?
W pierwszej połowie 2020 roku rosyjskie ministerstwo przemysłu i handlu poinformowało (zastanawiające jest to, dlaczego nie zrobiło tego tamtejsze ministerstwo obrony narodowej?), że czołgi T-14 Armata miały zostać rzekomo wysłane do Syrii, aby w warunkach polowych przeprowadzić testy bojowe, pozwalające na wykrycie (a w przyszłości wyeliminowanie) wszystkich mankamentów, a także na udoskonalenie istniejących podzespołów i modułów.
Do tej pory nie pojawiły się żadne wiarygodne materiały graficzne, które potwierdzałby obecność „Armat” na froncie w Syrii. Natomiast rosyjskie media pod koniec zeszłego roku informowały, że T-14 Armata faktycznie miały rzekomo pojawić się na Bliskim Wschodzie, a przeprowadzone tam testy miały wykazać szereg poważnych usterek. Kluczowymi z nich były problemy z elektryką pojazdu, „kompleksem optyczno-lokacyjnym” i systemem wykrywania zbliżających się pocisków przeciwnika. W kolejnej partii pojazdów, które miano wysłać do Syrii te problemy miały zostać rozwiązane, a same testy przejść z pozytywnym wynikiem.
Kwestią otwartą pozostaje to, czy kiedykolwiek w najbliższym czasie czołgi T-14 Armata pojawią się w rosyjskich jednostkach liniowych, nie wspominając już hipotetycznego występu na froncie ukraińskim. Mówiąc wprost, T-14 jest zagadką pod względem swojej skuteczności (a nawet wiarygodności) zarówno dla zachodu, jak i rosyjskiej armii. Najprawdopodobniej rosyjscy wojskowi obawiają się bojowego blamażu tej maszyny lub, co gorsza propagandowo, przejęcia przez stronę ukraińską. A w takiej sytuacji świat z pewnością błyskawicznie by dowiedział się, czy czołg T-14 jest przysłowiową „armatą”, czy „strachem na wróble”.