W ostatnich dniach obserwujemy wzmożoną aktywność militarną wokół Ukrainy. Kraje NATO zaczęły wysyłać pokaźne ilości uzbrojenia do Kijowa. Przywódcy europejscy i anglosascy straszą Rosję sankcjami. O co chodzi i dlaczego nagle teraz? Co się dzieje na Ukrainie? Postaramy się to wyjaśnić.
Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od Euromajdanu i ukraińskiego zwrotu ku Zachodowi, rosyjskiej aneksji Krymu i agresji na wschodzie Ukrainy. Pamiętajmy, konflikt w Donbasie trwa od 2014 roku, a rosyjskie wojska okupują zarówno Krym, jak i wschodnią część kraju. Jednakże świat przeszedł już do początku dziennego nad tym, co od lat dzieje się na Ukrainie.
Co się nagle zmieniło?
Obecny kryzys rozpoczął się w marcu 2021 roku, kiedy to rosyjskie wojska z terytorium Rosji ostrzelały siły ukraińskie na terytorium Ukrainy. Następnie doszło do wzmożonej aktywności tzw. prorosyjskich separatystów. Od tego czasu Rosja co jakiś czas zaczęła przeprowadzać wielkie ćwiczenia wojskowe niedaleko ukraińskiej granicy. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, Rosja robi tak od 8 lat. Tym razem jednak sprzęt ściągany z każdego zakątka tego państwa nie wrócił do swoich pierwotnych baz, a został przy granicy.

Stopniowo Rosjanie zaczęli mobilizować swoje sił zbrojne i przygotowywać je na inwazję. Z początku nie wydawało się to takie groźne, ponieważ Moskwa markowała taką mobilizację już wielokrotnie. Zawsze jednak brakowało paru kluczowych elementów, które zdradzały, że to jedynie pozoracja – mianowicie logistyki. Od grudnia 2021 roku Rosja zaczęła mobilizować głębokie zaplecze.
Czy to ćwiczenia?
Wydaje się, że pod płaszczykiem kolejnych przerzutów jednostek na ćwiczenia na zachodzie kraju, Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej zmobilizowały wystarczająco dużo sprzętu, aby dokonać otwartej inwazji na Ukrainie. Wciąż jednak brakuje ludzi. Obecnie w okolicach granic Ukrainy (w Rosji i na Białorusi) stacjonuje około 100 tysięcy żołnierzy, co jest liczbą niewystarczającą. Przerzut personelu to jednak kwestia godzin.
Żeby jasno zarysować sytuację – wyrażenie „w okolicach granicy ukraińskiej” oznacza pas terytorium mniej więcej 250 km od tej granicy. Brana pod uwagę jest taka odległość, ponieważ tyle w ciągu 24 godzin są w stanie, samodzielnie, pokonać rosyjskie jednostki. Samodzielnie, tzn. na własnych kołach i gąsienicach, bez potrzeby czasochłonnego załadowywania transportów kolejowych oraz przy wykorzystaniu paliwa, które zapewnia im organiczna logistyka.
Dzięki rozpoznaniu satelitarnemu i lotniczemu oraz masie nagrań niekończących się transportów czołgów na zachód, NATO widzi co się święci. Oczywiście rosyjska inwazja nie jest pewna, ale jest pewniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Nierealistyczne żądania
Oliwy do ognia dodaje Moskwa, która zaprzecza planom ofensywy na Ukrainie, jednak wysuwa niemożliwe do spełnienia żądania względem NATO. Putin wymaga od Sojuszu Północnoatlantyckiego „gwarancji bezpieczeństwa” oraz poszanowania interesów Rosji. W skrócie – NATO miałoby nigdy nie przyjąć nowego członka oraz wycofać całkowicie swoją obecność z Litwy, Łotwy i Estonii oraz Polski; oznaczałoby to de facto wyrzucenie nas z sojuszu. Minister Spraw Zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow, dodaje, że jeżeli dyktat Moskwy nie zostanie spełniony, „rosyjskie wojsko zarekomenduje kroki prezydentowi”.
Sytuacja jest bardzo napięta, a na Białoruś docierają kolejne rosyjskie oddziały z Dalekiego Wschodu. Mają one wziąć udział w ćwiczeniach między 10 a 20 lutego. Dodatkowo Rosja zapowiedziała na przełom stycznia i lutego ćwiczenia całej swojej Marynarki Wojennej z udziałem 120 okrętów. Ponadto garnizon w Obwodzie Kaliningradzkim został osłabiony poprzez wydelegowanie żołnierzy piechoty morskiej na trzy ciężkie desantowce typu Ropucha, które przypłynęły z Floty Północnej oraz kolejne trzy z Floty Bałtyckiej. Wszystkie sześć ciężkich desantowców opuściło już Bałtyk, zmierzając w kierunku Morza Czarnego.
Te ostatnie działania uświadomiły Zachodowi, że tym razem Rosja naprawdę może zaatakować i rozpoczęło się pośpieszne przerzucanie uzbrojenia na Ukrainę (które opisaliśmy tutaj). Ponadto państwa NATO oraz Finlandia i Szwecja zaczęły zwiększać gotowość bojową swoich sił zbrojnych, przygotowując się do wsparcia wschodniej flanki.

Czego może chcieć Rosja na Ukrainie?
Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć, jednak należy z całą mocą odrzucić możliwość okupacji całości Ukrainy. Ilość zgromadzonych sił i środków jest za mała na taką operację. Pamiętajmy, że wojny nie kończą się na polu bitwy, lecz przy stole negocjacyjnym.
Celem politycznym Rosji najprawdopodobniej jest federalizacja Ukrainy i całkowite zatrzymanie ruchu ku Zachodowi oraz integracji z UE i NATO. Rosjanie mogą to osiągnąć bez okupacji i półmilionowej armii na terytorium tego kraju. Wystarczy, aby stworzyli zagrożenie dla Kijowa, co wraz z siłami w ATO całkowicie odsłania Zadnieprze. Następnie szybko zajęliby teren do Zadnieprza z przemysłem i energetyką oraz zniszczyliby energetykę na zachód od Zadnieprza. Na koniec postawiliby ultimatum – Ukraina staje się państwem kadłubowym. Nie posiadałaby wtedy znaczącego przemysłu i złóż naturalnych. Alternatywą byłaby federalizacja z prawem weta dla wschodniej Ukrainy wobec integracji z UE i NATO. Ponadto Rosjanie mogą rozwinąć „strategiczną operację niszczenia elementów infrastruktury krytycznej” w celu wyeliminowania energetyki na zachód od Dniepru.
Bardziej prozaicznym celem jest zajęcie Zadnieprza z zamiarem uzyskania lądowego korytarza na Półwysep Krymski. Ważne byłoby również zajęcie zbiorników wodnych w celu rozwiązania problemów z dostępnością wody na Krymie.

Nic nie jest przesądzone
Atak Rosji na Ukrainę jest bardzo prawdopodobny, ale nie jest przesądzony. Być może Moskwa prowadzi grę pozorów i eskalacji napięć dla korzyści dyplomatycznych, tylko tym razem dużo bardziej przekonująco. Niemal pewne jest, że Zachód się nie ugnie pod żądaniami Moskwy. Rosja może zaprzestać dalszych eskalacji albo zaatakować.
Wszystko zależy od tego, czy Władimir Putin jednoosobowo uzna, że konsekwencje inwazji na arenie międzynarodowej będą mniej dotkliwe dla Rosji, niż konsekwencje silniejszej, niepodległej Ukrainy, częściowo zintegrowanej z Zachodem w przyszłości.
Jeden komentarz