Wynegocjować coś z takim mocarstwem, jak Chińska Republika Ludowa jest bardzo trudno. Szczególnie, jeśli jesteśmy mikropaństwem na terenie Włoch i nie posiadamy ani jednej dywizji. Jak widać warto próbować. Pokazał nam to papież Franciszek.
Minęły już prawie 3 lata od podpisania pierwszego porozumienia zawartego pomiędzy papieżem Franciszkiem, a Chińską Republiką Ludową (22 X 2018 r.) i parę miesięcy od jego odnowienia na kolejne dwa lata. Watykan zrobił krok milowy w celu nawiązania relacji dyplomatycznych z Pekinem. Mimo, że treści tego dokumentu nigdy nie opublikowano, w prasie polskiej można było przeczytać tytuły stwierdzające jednoznacznie negatywne efekty tego przedsięwzięcia: „Czy papież Franciszek sprzedał chińskich katolików?”, „Coraz trudniejsza sytuacja katolików w Chinach. <Papież de facto sprzedał reżimowi swoich chińskich braci>”, „Pekin upokorzył papieża Franciszka. Ujawniono szczegóły”, „Pekin jest wart mszy. Czy papież Franciszek zdradził chińskich katolików?”. Tytuły te wyraźnie sugerują, że miły starszy Pan z malutkiego, europejskiego kraju albo został bezprecedensowo ograny, albo celowo zawarł pakt z diabłem. Kto – i czy w ogóle ktoś – ma w tej sytuacji rację, Watykan, czy prawicowa prasa? I co tak naprawdę zmienił Papież Franciszek podpisując to porozumienie? Przeanalizujmy to wspólnie.
Umowa w momencie podpisania traktowana jest jako pakt próbny, który ma zweryfikować słowność obu stron. W momencie podpisania porozumienia, w Chinach było około 10 mln katolików oraz 38 mln protestantów. Szacunki są różne i niestety nie możemy być w 100% pewni tych liczb, jest to jednak niewiele, jak na kraj liczący prawie 1,4 mld ludności.
Będący głową Kościoła i wywodzący się z zakonu jezuitów Papież Franciszek przełamał, wydawać by się mogło, nieprzekraczalną barierę. Dogadał się z rządem pekińskim, czego nie osiągnął żaden z jego poprzedników. Ani Pius XII, urzędujący za Hitlera i Stalina, ani nasz papież-Polak, walczący z komunizmem radzieckim, ani wielki eks-papież teolog Benedykt XVI, niedawno obchodzący 94 urodziny. Więcej na temat ich relacji z Chińską Republiką Ludową możecie przeczytać w opublikowanym już na naszej stronie artykule.

Autorstwa Tenan – Praca własna, CC BY-SA 3.0
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=25132755
Dla wszystkich dotychczasowych papieży od czasu kiedy do władzy w Chinach doszli komuniści, sprawą kluczową było podtrzymanie integralności i więzi z tamtejszymi chrześcijanami. Drugą niezbędną kwestią było odzyskanie wpływu na wybór biskupów, który utracili na rzecz komunistów z Pekinu od lat 50. XX w. Przełom nastąpił w roku 2013 r., kiedy na tronie Piotrowym zasiadł Jorge Mario Bergoglio, przyjmując imię Franciszka I. Miało to miejsce 13 marca, a dokładnie dzień później stery władzy w Chińskiej Republice Ludowej przejął Xi Jingping. Była to świetna okazja, aby spróbować nawiązać jakiekolwiek relacje i nowy papież z niej skorzysta, składając gratulację Xi Jingpingowi z okazji objęcia urzędu Przewodniczącego ChRL. Pekin potwierdził odebranie listu. Była to pierwsza bezpośrednia korespondencja pomiędzy głowami tych dwóch państw od 1949 r., w przeszłości władze ChRL takie pisma po prostu ignorowały albo twierdziły, że ich treść narusza niezależność państwa. Lawina mediacyjna ruszyła.
W 2014 r. pojawiły się kolejne sygnały, ukazujące szansę na poprawę relacji na linii ChRL-Stolica Apostolska. Xi Jingping odpowiedział pozytywnie na prośbę wystosowaną przez papieża Franciszka, który chciał dostać się do Korei Południowej przez strefę powietrzną ChRL. Ten pozorny szczegół okazał się znaczący i brzemienny w skutki. Według protokołu dyplomatycznego Stolicy Apostolskiej papież śle pozdrowienia dla narodów na ręce liderów każdego z państw, nad którymi przelatuje, bądź przez które przejeżdża. Tym razem strona chińska potwierdziła odebranie i tej informacji. Ile w tym było przypadku, ile chłodnej kalkulacji, trudno powiedzieć. Protokół dyplomatyczny został wykorzystany, mimo, iż nadal Watykan i ChRL nie utrzymywały relacji dyplomatycznych. W 1989 r. Jan Paweł II próbował podobnej możliwości, lecąc na pielgrzymkę do tego samego kraju, ale wtedy władze chińskie odmówiły.
O dziwo, Chińczycy nagle również postanowili zmienić swój dotychczas chłodny stosunek do Stolicy Apostolskiej. W 2015 r. rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Hua Chunyinga, ogłosił, że rząd chiński pragnie prowadzić dalszy dialog z Watykanem oraz dołoży wszelkich starań by osiągnąć dyplomatyczne porozumienie. Co więcej, w Hong Kongu doszło do konsekracji biskupa Zhanga, a jego kandydatura została poparta przez obie strony. Stanowiło to niewątpliwy przełom dla Kościoła w Chinach, W lutym 2017 r., na łamach 4000 nr La Civiltà Cattolica (Kultura katolicka), papież Franciszek odniósł się do człowieka, który kochał Chiny bez jakichkolwiek zastrzeżeń – mowa tu o wspomnianym już Matteo Riccim.

CC BY-SA 3.0
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1127352
Długo wyczekiwane oraz upragnione porozumienie pomiędzy Watykanem, a Chińską Republiką Ludową zostało podpisane 22 września 2018 r. Umowa została zawarta wyłącznie przez obie strony, nie uwzględniając innych podmiotów. Prawdopodobnie na mocy porozumienia sygnatariusze mają mieć wpływ na nominację nowo konsekrowanych biskupów, bez pominięcia żadnej ze stron. Niestety nie mamy dostępu do treści pisma, więc są to tylko przypuszczenia. Wielu publicystów najwyraźniej wróży z fusów.
Z perspektywy Watykanu osiągnięto to, o co walczył w swoich pismach już Pius XII. Sygnatariusze najprawdopodobniej dążyli do tego, aby misja głoszenia Ewangelii w Kościele chińskim przede wszystkim miała pozytywny wpływ na chiński naród. Umocnić miało go m.in. zaangażowanie w działalność charytatywną oraz społeczną. Możemy się domyślać, że Watykan próbuje podążać drogą wyznaczoną przez Matteo Ricciego, którą rozumieli wszyscy kolejni papieże w XX wieku. Kościół musi być w pełni chiński, wchodzący głęboko w proces inkulturacji, ale z powszechnością właściwą katolicyzmowi. Nie obejdzie się również bez tradycyjnego konfucjanizmu i taoizmu. Ten kształt Kościoła nie jest zapewne wymarzonym dla dużej części konserwatywnych katolików, trzeba jednak zaznaczyć, że jest to kształt, który akceptowali i do którego dążyli również poprzednicy Franciszka.
Co ciekawe, podobne porozumienie odnośnie do konsekracji biskupów zawarł Watykan z Wietnamem, również w 2018 r. Opinia publiczna w naszym kraju o tym nie donosiła. Nie pojawiły się też jednoznaczne głosy sprzeciwiające się jakimkolwiek umowom z komunistami. Jak by na to nie patrzeć, Wietnam jest mniejszy od Chin. Być może dlatego.
Jak z perspektywy czasu Watykan przyjmuje zawarte porozumienie? Kard. Pietro Parolin na sympozjum zorganizowanym w październiku 2020 r., w Mediolanie, z okazji 150-lecia obecności w Chinach misjonarzy z Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych, stwierdził: pomimo tak wielu cierpień i ograniczeń udało się sprostać najważniejszemu wyzwaniu. W Chinach nadal jest Kościół katolicki. Dodał też: w ciągu ostatnich 60 lat wiele bitew zostało przegranych, ale w najważniejszej odniesione zostało zwycięstwo: udało się zachować wiarę.

By U.S. Department of State from United States – Secretary Pompeo Shakes Hands with Cardinal Parolin, Public Domain
https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=82813569
Kardynał przypomniał także, iż nigdy nie nastąpił podział Kościoła, czego się obawiano i o czym często pisano. Nie stało się tak dlatego, że nigdy nie było różnic doktrynalnych, ani całkowitego zerwania więzi Kościoła chińskiego z papiestwem. Nigdy też Stolica Apostolska nie wydała oficjalnego orzeczenia na temat „chińskiej schizmy”. Oświadczył również, że wiele rzeczy należy jeszcze uregulować w sytuacji chrześcijan w Chinach, ale najważniejsza była kwestia nominacji biskupów. Dzięki zawarciu porozumienia udało się uniknąć nielegalnego wyświęcania kolejnych biskupów bez papieskiego pozwolenia.
Zupełnie innego zdania jest emerytowany biskup Hong Kongu, Joseph Zen Ze-kiun. Był przeciwny umowie i jego zdaniem samo porozumienie jest morderstwem Kościoła w Chinach i sprzedaniem go w ręce komunistów. Podkreśla, że Kościół podziemny nadal jest osamotniony w swojej strukturze. Odniósł się też do kardynała Parolina, który jego zdaniem jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do dalszych rozmów z Pekinem, co szkodzi papieżowi. Pod jego wpływem Franciszek nie potrafi obiektywnie ocenić perspektyw w dalszych negocjacjach z ChRL. Co więcej, oskarżył duchownego będącego blisko Franciszka, że powinien kierować się wiarą, a nie wyłącznie dyplomacją w relacjach z chińskimi komunistami. Biskup Zen na początku 2020 r. miał okazję, aby odwiedzić Watykan i spotkać się z papieżem Franciszkiem. Według relacji duchownego, głowa Kościoła nie miała czasu się spotkać, z uwagi na inne obowiązki. Jak widać, sam Kościół nie ma jednoznacznego stanowiska odnośnie porozumienia.

Źródło: Catholic News Service photo/Gregory A. Shemitz
Przedłużona w październiku 2020 r.na kolejne dwa lata umowa wydaje się nadal obowiązywać, co potwierdzają doniesienia z Watykanu, że po fakcie podtrzymana układu doszło do wspólnego wyboru trzech biskupów. Pojawiły się jednak głosy krytyki, próbujące zatrzymać Watykan przed przedłużaniem jakichkolwiek porozumień z Pekinem. O kim mowa? O byłym już sekretarzu Stanu USA, Mike’u Pompeo. Na łamach katolickiego pisma „First Things” stwierdził, że kiedyś Watykan inspirował kraje Europy środkowo-wschodniej do zrzucenia kajdan komunizmu i ponownie powinien przyjąć taką rolę, ale w stosunku do ChRL. Prosił też, aby papież Franciszek nie podejmował żadnych rozmów z komunistami. Niestety Watykan nie ma tylu dywizji, co Waszyngton. Zaniepokojony były również władze Tajwanu, natomiast Stolica Apostolska w odpowiedzi zapewniła tamtejsze władze, że układ z ChRL ma wyłącznie wymiar religijny, a nie polityczny.
Papież Franciszek został też zaatakowany oskarżeniami o to, że legitymizuje politykę Pekinu względem miejscowych chrześcijan, wzmacniając ją autorytetem Stolicy Apostolskiej. Oczywiście, prześladowania chrześcijan zarówno w obrębie oficjalnego Kościoła, jak i tego podziemnego, nie ustają. Nadal dochodzi do zamykania lub burzenia świątyń, jak np. w lutym tego roku w Sinciangu. Władze nie podały oficjalnego powodu zniszczenia kościoła. Co więcej, proces sinizacji, którym kieruje się rząd chiński, każe usuwać niektóre zewnętrzne elementy budowli, jak np. posągi świętych, a pandemia daje pretekst do tego, by hamować powstawanie nowych budowli.
Należy jednak wspomnieć, że Watykan cały czas twierdzi, że traktuje tę umowę jako preludium do dalszych rozmów, a polityka wymaga kompromisów. Nie uważa porozumienia za punkt końcowy, a raczej punkt wyjścia. Nie powiedział w tej sprawie słowa Amen. Niestety, papież nie ma mechanizmów, które zagwarantowałyby pełną poprawę jakości życia religijnego katolików w Chinach, wbrew temu, co zdają się myśleć niektórzy polscy publicyści. Może wybierać wyłącznie pomiędzy relacjami dyplomatycznymi, bądź ich brakiem.
Powinniśmy jednak wszyscy zadać sobie kluczowe pytanie. Czy na takie władze jak te chińskie należy się obrazić i dalej krytykować, przyczyniając się do ponownego zerwania jakichkolwiek kontaktów lub zaostrzenia represji względem chińskich chrześcijan, czy budować małymi krokami ich lepszą sytuację. Prawda, choć brutalna, jest taka, iż strona chińska nadal ma więcej asów w rękawie.

Źródło: AsiaNews
Biskup chiński z prowincji Hebei uważa, że ubiegłoroczne przedłużenie na kolejne dwa lata tymczasowego porozumienia między Watykanem i ChRL w sprawie nominacji biskupich, jest krokiem w kierunku ustanowienia upragnionych stosunków dyplomatycznych, zerwanych w 1951 r. Żadna ze stron nie chce robić kroku w tył. Jednak czy Stolica Apostolska jest całkowicie pobłażliwa wobec ChRL oraz jej wewnętrznej polityki? W moim odczuciu nie.
1 XII 2020 r. ukazała się książka autorstwa papieża Franciszka: „Powróćmy do marzeń: droga ku lepszej przyszłości”. W jej treści wspomniał, że bardzo często myśli o prześladowanych, w tym Ujgurach. Rzecznik prasowy MSZ ChRL, Zhao Lijian, oświadczył, że Ujgurzy są równoprawnym członkiem chińskiej rodziny. Czy jednak Pekin podjął jakieś radykalniejsze kroki? Nie. W przeszłości jakakolwiek wzmianka o sprawach wewnętrznych Chin, spotykała się z radykalniejszą odpowiedzą ze strony władz ChRL, w tym prześladowaniami określonych grup społecznych. Najwyraźniej stronie chińskiej zależy na utrzymaniu porozumienia, nawet wtedy, gdy Franciszek wbije szpilę w ogon smoka. Mimo to pojawili się też malkontenci twierdzący, że papieża nie obchodzą chrześcijanie, a zamiast skupić się na nich, to płacze nad losem muzułmanów. Niektórych trudno jest zadowolić. Gdyby doczytali książkę do końca, wiedzieliby, że odniósł się też do sytuacji chrześcijan w Egipcie i Pakistanie.
Część prasy donosiła jednak o tym, że od 1 V 2021 r. Watykan miałby być wykluczony z procesu konsekracji biskupów, ponieważ takie rzekome prawodawstwo ma wprowadzić w życie ChRL. Wydaje się to mało prawdopodobne, skoro w październiku 2020 r. porozumienie zostało przedłużone. Być może chodzi o potwierdzenie prerogatyw, które dzierży już w swoich rękach Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich i z którego korzysta od 1957 r., m.in. wpływ na konsekracje miejscowych duchownych W marcu tego roku, wiceprzewodniczący Konferencji Biskupiej Kościoła Katolickiego w Chinach (BCCCC), biskup Peter Fang Jian-ping stwierdził, że wśród 97 diecezji chińskich ponad 40 nie ma swojego biskupa. Następne miesiące zweryfikują, czy wspomniane, majowe doniesienia dotyczące zmian prawnych są prawdziwe i czy Chiny dążą do zerwania dotychczasowych ustaleń. Szczerze w to wątpię.
Historyczne porozumienie zawarte 22 X 2018 r. i przedłużenie go na kolejne dwa lata to przełomowe wydarzenia dla relacji Watykanu z ChRL od 1951 r. Uregulowały one sprawę konsekracji poprzednich i przyszłych biskupów, która odbywać się ma w dalszym ciągu za obopólną akceptacją obu stron. Do tej pory ani Watykan, ani Pekin nie złamały ustaleń, które są tajne. Część komentatorów widzi w tych krokach szansę na kolejne, nowe otwarcia i polepszenie sytuacji chrześcijan w Chinach. Inni widzą w nich całkowitą porażkę papieża Franciszka, który w żaden sposób nie polepszył sytuacji wyznawców Chrystusa w komunistycznym państwie.

Źródło: Catholic News Service photo/Paul Haring)
Przed powstaniem tego artykułu rozmawiałem na temat relacji Watykanu z Chinami z jednym z moich przyjaciół. Nawet w naszym dwuosobowym, zazwyczaj zgodnym gronie, mieliśmy problem z jednoznaczną oceną tej sytuacji. Dla niego, mocno wierzącego katolika, Stolica Apostolska powinna w stosunku do Chin kierować się frazą z Nowego Testamentu: Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową. Nie ukrywam, że do mnie bardziej przemawia ta: Oddajcie Cezarowi co cesarskie. Rząd komunistyczny od początku powstania kontrolował Kościół w Chinach według starożytnego chińskiego powiedzenia, że na niebie nie może być dwóch słońc, tzn. władza i religia są jednym, a ta pierwsza kontroluję drugą, w myśl zasady, że zaufanie jest ważne, ale kontrola jeszcze lepsza.
Czy Watykan ma na obecny moment odpowiednie narzędzia by wymusić cokolwiek więcej? W mojej ocenie nie. Natomiast jako osoba wierząca byłbym zdegustowany, gdyby ostateczne porozumienia oznaczały uregulowanie wyłącznie sprawy konsekracji biskupiej. Papież Franciszek nie wydaje się być człowiekiem z przesadnie wielkim ego, któremu zależałoby wyłącznie na tym, by miał możliwość decydowania o nominacjach biskupich. Ktoś powie, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Miejmy nadzieje, że za chęciami kryje się też chłodna kalkulacja Watykanu, nastawiona na osiąganie własnych celów, w tym stopniowe polepszanie sytuacji katolików w Chinach. Powrót do tragicznych dla nich i dla całego Kościoła chińskiego czasów rewolucji kulturalnej nie nastąpi. Teraz należy zatroszczyć się o to, jaki ten Kościół będzie i czy będzie mógł w spokoju oddawać się misji duszpasterskiej, bez nacisków państwowych. Być może jestem naiwny, ale mam nadzieję, że kiedyś pełne zrealizowanie tej wizji będzie możliwe.