W tym artykule opowiem Wam o historii ruchu Black Lives Matter. Ale zanim do tego przejdę, zanim pomyślicie, że powstał jedynie dla kontrowersji – opowiem Wam, dlaczego w ogóle go napisałam.
Jakiś czas temu zauważyłam, że wiele osób na inicjatywy takie jak BLM patrzy dziś z pewnym przymrużeniem oka. Mówią na przykład: „Ja nic do nich nie mam, ale…”. Po tym „ale” następuje zazwyczaj szereg wątpliwości, jeszcze nie niechęci, ale rodzaj jakiegoś takiego zniesmaczenia. Po co tyle mówić o czymś, co wydaje się oczywiste? Szczególnie dziś, w dobie tzw. „poprawności politycznej”?
Inspiracją do napisania tego artykułu paradoksalnie nie był dla mnie wcale proces mordercy George’a Floyda, który zakończył się w ostatnich dniach, i związany z nim szum medialny. Była nią pewna głośna w mediach społecznościowych sprawa, związana z polską reprezentacją i zagadnieniem klękania przed meczem.
Nie jestem osobą szczególnie zaprzyjaźnioną z Twitterem, a klękanie do niedawna kojarzyło mi się z niewinnym i raczej niezobowiązującym gestem. Zapewne właśnie dlatego nieco niefrasobliwie wzięłam udział w wymianie tweetów, opatrzonej hasztagiem „klękamy”. Niefrasobliwie, bo mimo raczej umiarkowanej wiary w ludzką otwartość, nie spodziewałam tak żenującego poziomu „dyskusji”, w której swoje odbicie znajdą rozmaite kompleksy, fobie i – przede wszystkim – stara, dobra, ignorancja.
Wśród komentarzy przebijało się kilka głównych wątków-przekonań. Pierwszy to stwierdzenie, że „Polacy klękają jedynie przed Bogiem”, drugi to sprowadzanie tematu klękania do wiadomej czynności seksualnej i – szczególnie w rozmowie z kobietą – obracanie go w propozycję. Dyskusja z ich autorami jest bezcelowa. Pozostałe często wyrażane przekonania, to „my nie mamy za co przepraszać” i „dziś rasizm istnieje, ale raczej wobec białych”. I z tymi opiniami chciałabym dziś wejść w polemikę. Ponieważ Black Lives Matter nie zaczęło się od „I can’t breath” George’a Floyda. Nie zaczęło się też od klękających na stadionach sportowców, choć wielu z nas z tym właśnie je kojarzy. Historia ruchu rozpoczęła się znacznie wcześniej.
Pamiętacie ten odcinek South Parku, w którym Cartman zamienia się w Brada Pitta i walczy z epidemią zombie wywołaną przez jego kolegę Afroamerykanina? Jego tytuł brzmiał „World War Zimmerman”. Nie zrozumieliście, o co tym razem chodziło twórcom tego najlepiej komentującego amerykańską politykę sitcomu? Pozwólcie, że zabiorę Was teraz w błyskawiczną podróż w czasie. Cofnijmy się o 9 lat.
Jest 19 lutego 2012 r. Policjant George Zimmerman patroluje ulice Stanford. Tydzień wcześniej do tej samej miejscowości przybył 17-letni Trayvon Martin ze swoim ojcem, by spędzić kilka dni w towarzystwie jego narzeczonej. Dokładnie o 18:24:18 Trayvon wychodzi ze sklepu 7-eleven z paczką Skittles i napojem owocowym, co rejestrują kamery. Od 18:54 do 19:12 rozmawia przez telefon ze swoją dziewczyną.
W tym samym czasie, o 19:09, George Zimmerman dzwoni ze swojego samochodu do Departamentu Policji Stanford i opisuje Trayvona Martina, jako wyglądającego podejrzanie i kręcącego się po okolicy, jakby planował coś złego. Wspomina także o niedawnych włamaniach do pobliskich domów. Używa słów: „We’ve had some break-ins in my neighborhood, and there’s a real suspicious guy …”, „Just walking around looking about”, „This guy looks like he is up to no good or he is on drugs or something”. Zaznacza również, że podejrzany ubrany jest w bluzę z kapturem.
Chwilę później policjant stwierdza, że podejrzany biegnie i że traci go z oczu. Przełożeni odpowiadają, że nie musi iść za Martinem. Na tym rozmowa się kończy. O 19:16:11 pod numer 911 dzwoni jeden z mieszkańców z informacją, iż słyszał wołanie o pomoc, a o 19:16:55 podczas tej rejestrowanej rozmowy rozlega się huk wystrzału. Kilka minut później na miejscu zjawia się policja. Trayvon Martin już nie żyje.

Co dokładnie wydarzyło się w ciągu tych kilku minut pomiędzy momentem kiedy policjant zakończył rozmowę telefoniczną a chwilą śmierci Martina? Tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Możemy jednak wysnuć kilka teorii i ocenić, która jest najbardziej prawdopodobna. Według wersji przedstawionej przez Zimmermana chłopak po zatrzymaniu rzucił się na niego z pięściami. Na zdjęciach wykonanych później przez funkcjonariuszy rzeczywiście widać zadrapania z tyłu głowy policjanta i krew pod nosem.
Autopsja wykazała, iż Martin zginął od strzału z odległości maksymalnie 46 cm w klatkę piersiową. Nie miał na ciele innych obrażeń, poza małym otarciem na palcu serdecznym. Nie miał przy sobie żadnej broni, nie był także pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Policjant nie został pod tym kątem przebadany.
Zeznania świadków były różne. Osoba niepodająca nazwiska stwierdziła, że widziała leżącego na ziemi człowieka, którego bił inny człowiek. Wołający o pomoc miał być ubrany w czerwony sweter, czyli taki, jaki miał na sobie policjant. Drugim świadkiem podającym podobny opis sytuacji był 13-letni chłopiec, który wtedy wyszedł z psem. Te zeznania zakwestionowała jednak szybko jego własna matka – oświadczyła, że jej syn został do ich złożenia zmuszony przez policję, która skontaktowała się z nim dopiero 5 dni później. Inna osoba stwierdziła z kolei, że odchodzący od ciała nastolatka policjant nie miał żadnych obrażeń.
Dwie kobiety zapewniały, że słyszały płacz, który urwał się po strzale, a kiedy wybiegły z domu, zobaczyły policjanta siedzącego okrakiem na chłopaku. Z zeznań dziewczyny Martina wynikało natomiast, iż chłopak podczas rozmowy z nią powiedział, że ktoś go śledzi, a ona kazała mu uciekać do znajdującego się nieopodal domu narzeczonej ojca. Później usłyszała krótką wymianę zdań i Martina krzyczącego: „Zostaw mnie!”, a następnie połączenie zostało przerwane.
Dzięki działaniom rodziny Martina, która nie uwierzyła w wersję przedstawioną jej przez policję, sprawa szybko trafiła do mediów. 10 stycznia 2013 r. rozpoczął się proces George’a Zimmermana, oskarżonego o morderstwo. 13 lipca 2013 r. sąd w Stanford uznał go za niewinnego. W dzień werdyktu powstała petycja kierowana do Departamentu Sprawiedliwości. Autorzy domagali się otworzenia nowej sprawy przeciwko Zimmermanowi, tym razem z zarzutem naruszenia praw obywatelskich. Dzień później widniało pod nią 130 tysięcy podpisów.
Właśnie wtedy, w atmosferze społecznego oburzenia, narodził się ruch Black Lives Matter. Życie tej frazie dała Alicia Garza, pisząc w swoich mediach społecznościowych do czarnych obywateli USA list, który był wyznaniem wsparcia, miłości i zapewnieniem, że ich życie się liczy. Tekst podała dalej jej przyjaciółka, Patrisse Cullors, dodając do niego hasztag #blacklivesmatters, a niedługo później post stał się wiralem. Hasło „Black Lives Matter” (pol. „czarne życia mają znaczenie”) zaczęło się pojawiać podczas licznych demonstracji, odbywających się po ogłoszeniu wyroku, a także kolejnych, wybuchających w następnych miesiącach po doniesieniach o czarnych obywatelach USA, którzy zginęli z rąk policjantów.

Dlaczego protesty z taką siłą wybuchły akurat wtedy? Śmierć Martina nie była przypadkiem pierwszym ani odosobnionym. Była jednak momentem przełomowym, a uniewinnienie Zimmermana dla wielu osób było splunięciem w twarz. W mediach społecznościowych gróźb kierowanych w stronę policji jego rodziny i policji w Stanford nikt nawet nie próbował liczyć.
Szybko okazało się, że nie był to jednorazowy zryw, a tłumiona wściekłość i energia starcza na długo. Kolejnym ważnym dla losów Black Lives Matter momentem było zabicie Erica Garnera w lipcu 2014 r. Ta śmierć była z kilku przyczyn wyjątkowa. Garnera zatrzymano pod zarzutem sprzedawania nielegalnych papierosów. Po wyłącznie słownej potyczce został powalony na ziemię przez czterech policjantów, a później przez jednego z nich uduszony. Podczas kiedy funkcjonariusz zaciskał ramię na jego szyi, mężczyzna 11 razy powtórzył, że nie może oddychać. Policjanci wezwali karetkę kiedy stracił przytomność.
Po przyjeździe lekarze stwierdzili zgon na skutek ucisku szyi i klatki piersiowej. Niestety, przełomowa ta śmierć nie była dlatego, że tak absurdalne przypadki zdarzają się rzadko, ale ponieważ jako pierwsza została w pełni sfilmowana przez przypadkowego przechodnia, a nagranie obiegło światowe media i to właśnie wtedy zawodnicy NBA po raz pierwszy wyszli na boisko w koszulkach z nawiązującym do słów Garnera napisem „I can’t breath”.
Niedługo później, w sierpniu 2014 r. w Ferguson w Missouri zginął Michael Brown. Nieuzbrojony 18-latek został zastrzelony przez policjanta, który zatrzymał go za to, że szedł środkiem drogi. Według słów policjanta Brown sięgnął przez okno do środka radiowozu, a wtedy policjant strzelił mu w rękę. Kiedy chłopak uciekł, policjant pobiegł za nim, a wkrótce potem zaczął strzelać. Łącznie trafił go sześcioma kulami. Departament Sprawiedliwości ocenił, że była to obrona własna.
Była to kolejna sprawa, która obiegła światowe media, a Ferguson na kilka dni i nocy wstrzymało oddech. W dzień pokojowe, w nocy bardziej agresywne protesty policja tłumiła z pomocą Gwardii Narodowej, użyciem gazu łzawiącego, strzelając gumowymi kulami i ograniczając dostęp mediom. Hasłem towarzyszącym demonstracjom stało się wtedy „Hands up”, czyli „Ręce w górze”, w nawiązaniu do słów świadka, według którego Brown szedł w kierunku policjanta trzymając ręce nad głową i mówiąc: „Don’t shoot” – „Nie strzelaj”.

W 2013 r. Alicia Garza i Patrisse Cullors przez kompletny przypadek stanęły na czele nowej inicjatywy, z którą utożsamiały się miliony Amerykanów. Popularność wykreowanego przez nie hasła „Black Lives Matter” i jego nieustająca obecność na demonstracjach popchnęła je do urzeczywistnienia czegoś, co nieformalnie już istniało. Założycielkami pierwszej lokalnej sieci były Cullors, Garza i Opal Tometi, ale organizacja nigdy nie miała zhierarchizowanej struktury. Black Lives Matter dfiniuje się jako ruch społeczny, nie ma liderów i przywódców, odżegnuje się też od polityki. Regularnie współpracuje z innymi organizacjami, walczącymi o prawa mniejszości, a poza walką z brutalnością policji i rasizmem, wspiera działania feministyczne, promujące tolerancję wobec osób LGBTQIA+, imigrantów i działa na rzecz sprawiedliwości ekonomicznej i wyrównywania różnic społecznych.
W latach 2014–2016 udało się zbudować 30 lokalnych oddziałów w całych Stanach. Protesty w tym czasie odbywały się regularnie, po kolejnych doniesieniach o zabiciu nieuzbrojonych i niezagrażających nikomu Afroamerykanów. Takie smutne okazje do demonstracji zdarzały się kilkanaście razy w roku. Poza nimi lokalne struktury organizowały marsze, spotkania i publikowały materiały edukacyjne.
W lipcu 2016 r. pod koniec pokojowego protestu po śmierci Philando Castile’a jeden z uczestników protestu zaczął strzelać do policjantów. Zabił pięciu z nich, ranił kilku innych, a także dwóch cywilów. Back Lives Matter od razu wydała oświadczenie, którym zdecydowanie potępiała strzelaninę, zresztą od początku odcinała się od przemocy i zaznaczała, iż podpisuje się wyłącznie pod pokojowymi protestami. Dzień później aresztowano ponad 100 jej działaczy, to jednak tyko mocniej rozpaliło nastroje. W pierwszej połowie lipca odbyło się 112 protestów w 88 miastach. W tym samym roku, podczas gali Espy Awards, cztery gwiazdy NBA – Carmelo Anthony, Chris Paul, Dwyane Wade i LeBron James – wystąpiły z przemówieniem popierającym postulaty Back Lives Matter i apelującym o zmianę w podejściu do czarnych obywateli USA.
W tym miejscu dochodzimy do tego, od czego rozpoczynaliśmy, czyli do obecności tego tematu w sporcie. Wszystko zaczęło się w sierpniu 2016 r. podczas meczu NFL. Wtedy właśnie Colin Kaepernick z San Francisco 49ers, zamiast tradycyjnie stać podczas grania hymnu narodowego, usiadł na ziemi. W przeprowadzonym później wywiadzie oświadczył, iż nie zamierza honorować hymnu państwa, które jest opresyjne wobec osób o innym niż biały kolorze skóry.
W kolejnych latach Black Lives Matter zorganizowało między innymi Black History Month, czyli wystawę na temat historii czarnych obywateli USA, której towarzyszyły liczne wydarzenia kulturalne i literackie. Liczba incydentów na tle rasowym nasilała się, media coraz częściej donosiły o brutalności policji wobec Afroamerykanów, ale też o atakach na nich dokonywanych przez osoby prywatne. W 2020 r. tylko do połowy maja odbyło się 450 większych protestów.

W ten sposób dobrnęliśmy do momentu, w którym dla większości z nas Black Lives Matter wkroczyło na scenę, czyli do śmierci George’a Floyda i jego 9-cio minutowej agonii. Tę historię wszyscy dobrze znamy z mediów, ale pro forma przypomnijmy, że Floyd zmarł na skutek uduszenia po tym, jak policjant, który go zatrzymał, klęczał na jego szyi przez 9 minut, nie reagując na wielokrotnie powtarzane „I can’t breath”.
Nagranie z tego wydarzenia wywołało swoiste trzęsienie ziemi, którego epicentrum były Stany Zjednoczone, a dla wielu osób było sygnałem, że mimo lat walki i pustych słów polityków, nic się nie zmienia. Od końca maja do końca sierpnia odbyło się około 10,5 tysiąca protestów, często brutalnych, skutkujących zniszczeniami samochodów i budynków. Po śmierci Floyda zawodnicy NBA ponownie wychodzili na boisko w strojach z napisem „I can’t breath” i logo Black Lives Matter, a podczas hymnu klękali, pojawiła się nawet propozycja odwołania całego sezonu rozgrywek.
O co więc tak naprawdę chodziło w klękaniu? Nie o padanie na kolana przed kimkolwiek, białym czy czarnym. Nawet nie o przepraszanie za coś, zwłaszcza, że wielu zawodników było Afroamerykanami. Chodziło o sprzeciw wobec brutalności policji i wobec rasizmu, o wyrażenie solidarności z ofiarami. A sam gest? Cóż, był symbolem, jak wiele innych. Jak gest „V”, kojarzony w Polsce z Solidarnością. Miał za zadanie wyłącznie zwrócić uwagę na problem.
Tutaj zatrzymam tę podróż przez ewolucję Black Lives Matter, ponieważ dalszy ciąg tej historii znamy, a jej rozwój obserwować możemy w telewizyjnych wiadomościach. Chciałabym natomiast pochylić się nad narastającymi wokół tego tematu kontrowersjami.

Wszyscy wiemy, że George Floyd nie był aniołem. Zatrzymano go, ponieważ był oskarżony o zapłatę fałszywym czekiem na 20$. Wiele osób mówiło, że protestujący wybrali sobie złego bohatera, że gloryfikują zwykłego przestępcę. To prawda, Floyd nie był bohaterem, podobnie, jak nie był nim Michael Brown, czy Eric Garner. Wszyscy byli za to ofiarami. Nasuwa się więc wątpliwość: czy fakt, że żaden z nich nie był święty, jest równoznaczny z faktem, że zasłużyli na śmierć? Każdy z nas powinien w tym miejscu zadać sobie pytanie: czy chciałbym/ chciałabym, żeby mój brat, mąż, przyjaciel czy ojciec został zabity za to, że sprzedawał nielegalne papierosy, że rzucił coś wulgarnego w stronę policjanta, albo użył nielegalnego czeku o wartości kilkudziesięciu złotych?
Czy zastrzelenie lub uduszenie takiej osoby przez funkcjonariusza, na ulicy, bez dowodów i wcześniejszego wyroku to standardy państwa prawa? Czy takie przypadki to wyjątki, które w kraju tak licznym, jak Stany, mogą się zdarzyć? Przyjrzyjmy się statystykom (wszystkie, z których korzystałam, dostępne są online, linki podam na końcu artykułu).
W 2020 roku 1127 osób zostało zbitych przez policjantów – oskarżeni o popełnienie przestępstwa zostali tylko w 16 przypadkach. W 8 spośród nich istniały dowody w postaci nagrań wideo. Co najmniej 14 z policjantów, którzy zabili w tym roku, miało na swoim koncie ofiary śmiertelne już wcześniej. Większość osób zginęła w sytuacjach, kiedy policja odpowiadała na zgłoszenia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa bez użycia przemocy lub bez żadnego wcześniejszego zgłoszenia. 121 ofiar zostało zatrzymanych za naruszenie przepisów ruchu drogowego.
65 zabitych miało samochód, który w USA klasyfikowany jest jako broń, kolejnych 80 nie miało przy sobie żadnej broni. Połowa wszystkich zabitych była uzbrojona, ale 1 na 6 uzbrojonych nikomu nie zagrażał. 27 ofiar to osoby czarne, 15 to Latynosi. Czarni obywatele stanowią 13% wszystkich obywateli USA, 63% to ludność biała, osobno liczeni są Latynosi (17%). Jednocześnie czarnych ofiar jest 27%, białych 48%. Wśród osób nieuzbrojonych i niezagrażających nikomu w chwili śmierci czarni stanowią już 36%, czyli prawie tyle samo, co biali (38%).

Odpowiedzmy od razu na nasuwające się niektórym czytelnikom pytanie. Może biali po prostu rzadziej popełniają przestępstwa? Tu znów przychodzą nam w sukurs statystyki. Według danych US Department of Justice, tym razem z roku 2019, możemy zobaczyć, że biali stanowią 70%, czarni 26% wszystkich aresztowanych (Latynosi w tym wypadku wliczani są do białych). Wynika z tego, że ludność czarna dokonuje większej liczby przestępstw niż wskazywałby na to jej udział procentowy. Jednocześnie warto wspomnieć o tym, że wskaźnik wiktymizacji, czyli tego, jak często (na 1000 mieszkańców) osoba danej narodowości pada ofiarą, w tym wypadku przestępstwa ciężkiego, wynosił w 2019 r. dla osób białych 21, a dla czarnych 18.7.
Z czego wynika różnica w liczbie popełnianych przestępstw? Odpowiedź na to pytanie jest jednocześnie prosta i trudna do zaakceptowania. Nie od dziś wiemy, że przestępczość jest większa w środowiskach, które są biedniejsze, a tu statystyki znów nie pozostawiają złudzeń.
Do 2010 r. 45% ubogich czarnych dzieci mieszkało w dzielnicach skoncentrowanej biedy, w przypadku dzieci białych było to jedynie 12%. W latach 1990–2017 procent czarnych obywateli mieszkających w najbiedniejszych dzielnicach spadł z 35% do 27%, w tym samym okresie procent czarnych wzrósł z 4% do 5%. W 2020 r. biali zajmowali prawie 82% stanowisk menadżerskich w biznesie i finansach, tyle samo w edukacji, 83,5% stanowisk prawniczych, analogicznie czarni prawie 9%, 8,8% i 10%. Jednocześnie ze statystyk udostępnionych przez Departament Sprawiedliwości wynika, że wskaźnik przemocy w najbiedniejszych gospodarstwach domowych wśród czarnych obywateli USA jest podobny, a nawet odrobinę niższy (51,3 na 1000), niż wśród obywateli białych (56,4).

USA, choć wielu kojarzy się z „amerykańskim snem”, nie jest miejscem, gdzie wszyscy mają równy start, a tym samym równe szanse. Błyszczące opakowanie skrywa często mroczne wnętrze, którego nie chcemy zauważać, skupiając się na pięknym wyobrażeniu, wykreowanym przez Hollywood. Zanim skrytykujemy inicjatywy takie, jak Black Lives Matter, zastanówmy się nad powodem, dla którego powstały i porwały za sobą tłumy, spróbujmy zrozumieć kontekst.
Żródła:
https://www.bls.gov/news.release/empsit.t03.htm
https://www.statista.com/statistics/183489/population-of-the-us-by-ethnicity-since-2000/
https://www.ojjdp.gov/ojstatbb/crime/ucr.asp?table_in=2&selYrs=2019&rdoGroups=3&rdoData=rp
https://www.bls.gov/cps/cpsaat11.htm
https://nationalequityatlas.org/indicators/Neighborhood_poverty#/