W niedzielę, 2 października 2022 r., w Bośni i Hercegowinie odbyły się wybory powszechne. To ważne głosowanie, również dla stabilności całego regionu Bałkanów Zachodnich.
Specyfika systemu wyborczego Bośni i Hercegowiny powoduje, że co cztery lata, za jednym zamachem, Bośniacy głosują na swoich przedstawicieli nie tylko na poziomie centralnym, ale praktycznie na wszystkich szczeblach władzy. Na poziomie federalnym wybiera się więc Prezydium BiH (kolektywny organ głowy państwa) oraz członków jednej z dwóch izb parlamentu federalnego – Izby Reprezentantów.
Na poziomie entitetów obywatele wybierają prezydenta oraz wiceprezydentów Republiki Serbskiej oraz jej Zgromadzenie Narodowe. W Federacji BiH głosuje się na kandydatów do Izby Reprezentantów FBiH. Dodatkowo w Federacji przeprowadzane są wybory na członków parlamentów kantonalnych, których mamy łącznie dziesięć.

Jeśli ten system jest dla naszych Czytelników niezbyt przejrzysty oraz skomplikowany, radziłbym się tym nie przejmować – sami Bośniacy mają trudności w jego zrozumieniu. Wyniki również nie są jednoznaczne. Duże rozdrobnienie sceny politycznej, kluczowa rola przynależności etnicznej i konieczność zawiązywania nierzadko szerokich, egzotycznych koalicji powoduje, że nie da się z całą pewnością powiedzieć, że dana partia będzie rządzić, a inna pozostanie w opozycji. To znaczy – da się, ale należy następnie zapytać, o którym szczeblu mowa. Zdarza się bowiem, iż ugrupowanie, które przegra w wyścigu o miejsce w Prezydium, osiąga sukces w głosowaniu do parlamentu lub odwrotnie.
Przed głosowaniem
Uwaga obserwatorów przed tegorocznymi wyborami koncentrowała się wokół kilku głosowań. Zacznijmy od Republiki Serbskiej. Milorad Dodik, rządzący tym entitetem od 2006 roku, systematycznie traci poparcie. Jest to spowodowane przede wszystkim pogłębiającą się stagnacją gospodarczą Republiki. Dodajmy do tego jeszcze liczne nadużycia, oczywistą dla wszystkich korupcję, nepotyzm i bezkarność aparatu władzy.
Frustracja społeczna wybiła w końcu w Banja Luce, największym mieście Republiki, i wyniosła w tym mieście do władzy opozycję w 2020 roku. Niemniej przed tegorocznymi wyborami stan posiadania SNSD, partii Dodika, wciąż był duży. Ugrupowanie to kontrolowało władzę wykonawczą i ustawodawczą w Republice oraz miało swojego przedstawiciela w Prezydium BiH w osobie samego przewodniczącego.
Milorad Dodik nie zdecydował się jednak na ubieganie się o drugą kadencję. Wskutek rosnącego poparcia dla opozycji wrócił do Republiki, aby wystartować raz jeszcze w wyborach na jej prezydenta. Jego główną kontrkandydatką była Jelena Trivić, profesor uniwersytetu w Banja Luce, która zdołała sobie zaskarbić pewną popularność, choć przede wszystkim w kontrze do Milorada Dodika.
Należy również zastrzec, że fakt, iż Trivić jest zdecydowaną przeciwniczką Dodika, nie oznacza, że proponuje marsz ku europejskim wartościom. Jest to kandydatka grająca na nutach nacjonalistycznych i negująca ludobójstwo w Srebrenicy, podobnie jak jej kontrkandydat. Od Dodika odróżnia się mniejszymi tendencjami separatystycznymi i to w zasadzie jedyny powód dla którego uchodzi za „lepszą opcję”. Poza rzecz jasna obietnicami walki ze skorumpowanym systemem, który stworzył jej przeciwnik.
W Federacji uwagę przyciągała natomiast rywalizacja o miejsce w Prezydium z listy boszniackiej oraz „kwestia chorwacka”. Ta pierwsza to wyścig pomiędzy Bakirem Izetbegoviciem z SDA oraz Denisem Bećiroviciem z SDP. Bakir Izetbegović to syn Aliji Izetbegovicia, pierwszego prezydenta niepodległej BiH oraz bohatera narodowego Boszniaków (Muzułmanów). Do tej pory sprawnie kapitalizował on popularność ojca, zasiadając w Prezydium BiH w latach 2010-2018. W polityce działa również jego żona, Sebija.
Rodzina Izetbegoviciów podporządkowała sobie największą partię boszniacką, SDA, lata temu eliminując w wewnętrznych rozgrywkach innych polityków, także kojarzonych z dokonaniami czasów wojny i od dłuższego czasu nadaje jej ton. SDA, mimo upływu lat, nadal ma potężną bazę żelaznego elektoratu, któremu odpowiada konserwatywna partia, odwołująca się do boszniackiej martyrologii, przypominająca co jakiś czas o konieczności „obrony narodu”, ale niezbyt zaangażowana w reformy.

Wskutek niemożności pokonania SDA, boszniackie partie opozycyjne próbują zawiązać koalicję przeciwko Izetbegoviciowi. Taktyka ta powiodła się w Sarajewie, gdzie przy okazji ostatnich wyborów samorządowych udało się w ten sposób odsunąć konserwatystów od władzy w niektórych dzielnicach i mianować opozycyjną burmistrzynię. Tym razem podjęto próbę przeniesienia tej metody na szczebel centralny. 11 partii opozycyjnych względem SDA poparło kandydata socjaldemokratów, Denisa Bećirovicia. Sondaże dawały mu sporą szansę na wygraną. Dlaczego? Znów do głosu doszło zmęczenie będącą wiecznie u władzy SDA, szczególnie wśród młodych obywateli. Ludzie wyczekują zmian, a nie jest ich w stanie zapewnić zmurszała i stanowiąca establishment partia Izetbegovicia.
Nie do pominięcia jest również sprawa chorwacka, która w ostatnich miesiącach poważnie podkopuje stabilność Federacji BiH. W Federacji bowiem wybiera się dwóch z trzech członków Prezydium – przedstawiciela z listy boszniackiej oraz chorwackiej. O tym, na której liście znajdzie się kandydat, decyduje jego osobista deklaracja przynależności etnicznej. Wyborcy otrzymują dwie karty do głosowania – chorwacką i boszniacką. Mogą postawić krzyżyk tylko na jednej karcie, ale na dowolnego kandydata.

Tak się akurat składa, że Željko Komšić, najbardziej popularny polityk wśród Boszniaków… jest Chorwatem. Wśród chorwackiego elektoratu poparcie dla niego jest natomiast marginalne. Boszniaccy wyborcy więc masowo głosują na Komšicia i jest ich na tyle dużo, że wygrywa on z kandydatami popieranymi przez Chorwatów. Z tego powodu bośniaccy Chorwaci czują się pominięci. I jest w tym sporo racji. Podobne procesy mają miejsce także na niższych szczeblach władzy w Federacji, co wyzwala olbrzymi resentyment wśród ludności chorwackiej, która czuje się niewystarczająco reprezentowana. Prowadzi to do ożywienia idei stworzenia trzeciego entitetu, a przynajmniej jakiejś formy samorządu chorwackiego w ramach Federacji.
Kampania wyborcza
Kampania wyborcza, jak to bywa w BiH, była długa i burzliwa, naznaczona zagranicznymi interwencjami. Milorad Dodik wykorzystał wojnę na Ukrainie, mobilizując swój najbardziej nacjonalistyczny elektorat. Podczas trwania rosyjskiej inwazji zdążył dwa razy odwiedzić Moskwę i bardzo jasno opowiedzieć się po stronie Kremla. Warto zauważyć, że czyni to bezpośrednio, w odróżnieniu od Aleksandara Vučicia, prezydenta Serbii, który stara się uchodzić za neutralnego tym bardziej, im większe porażki na froncie ponosi armia rosyjska. Dodik korzysta również ze wsparcia Viktora Orbana, swojego węgierskiego sojusznika, który wprost udzielił mu poparcia tuż przed głosowaniem.

Jak już zasygnalizowałem, przedwyborczy dyskurs w Federacji w dużej części poświęcony był kwestii chorwackiej. Włączył się do niego urzędujący dość krótko, bo od zeszłego roku Christian Schmidt, Wysoki Przedstawiciel dla Bośni i Hercegowiny (OHR). Należy pamiętać, że OHR dysponuje potężnymi uprawnieniami w zakresie ustroju BiH, które może egzekwować w zasadzie w dowolnym momencie na podstawie swojej indywidualnej decyzji. Schmidt w lipcu pochylił się nad problemami bośniackich Chorwatów, decydując o zmianie ordynacji wyborczej na ich korzyść. Po fali protestów wycofał się z tego pomysłu, dając jednak ultimatum politykom bośniackim, aby ci przeprowadzili niezbędne reformy. W razie ich niewykonania, OHR zagroził wprowadzeniem zmian z pominięciem konsultacji.
Wśród Boszniaków natomiast, zainteresowanych oddaniem głosu na listę boszniacką, wytworzyła się rywalizacja za i przeciw Bakirowi Izetbegoviciowi. Lider SDA z kolei odwoływał się do rzekomej stabilności, którą zapewnia jego partia, jak również kreował swój wizerunek męża stanu i następcy legendarnego ojca. Z pewnością wykorzystał w tym celu również wizytę tureckiego prezydenta, Recepa Tayyipa Erdoğana, który we wrześniu bawił w Sarajewie.
Czerwona kartka dla Bakira
W końcu nadszedł dzień głosowania. Jak zazwyczaj w BiH bywa, naznaczony on był licznymi nadużyciami wyborczymi. W całym kraju miały miejsce próby przekupstw i fałszerstw. Dochodziło także do ataków werbalnych i fizycznych na członków komisji wyborczej. Jest to jednak tylko czubek góry lodowej. Nie potrzeba bowiem fałszerstw, aby obywatele zagłosowali na „właściwego” kandydata.
Specyficzny system polityczny w BiH tworzy w tym kraju rozrośniętą biurokrację. Permanentny kryzys gospodarczy tworzy z kolei sytuację, gdzie najbardziej lukratywne posady znajdują się w sektorze publicznym. Poziom nepotyzmu i korupcji natomiast prowadzi do tego, że posady, jak i pieniądze, są rozdzielane często według klucza partyjnego. Chcąc nie chcąc, obywatele na końcu i tak idą głosować na „odpowiedniego” kandydata w obawie przed utratą miejsc pracy i tak nie wierząc w czyste intencje alternatywnych ugrupowań.
Ostatecznie frekwencja wyniosła 50,4%, o 3 pp. mniej niż w 2018 roku, choć i tak jest to wynik całkiem niezły. Najszybciej rozstrzygnął się wyścig o fotel członka Prezydium z listy boszniackiej. Przewaga Denisa Bećirovicia powiększała się z każdą minutą. Ostatecznie kandydat SDP zmiażdżył Bakira Izetbegovicia, wygrywając we wszystkich kantonach. Po przeliczeniu 90% głosów Bećirović prowadzi różnicą 100 tysięcy głosów. To olbrzymia porażka Izetbegovicia, także wizerunkowa.
Wynik lidera SDA pokazuje jasno, że Bośniacy są zmęczeni starszymi politykami, oczekując nowych twarzy w polityce. Czy są zmęczeni też całym SDA? Niekoniecznie, partia osiągnęła bardzo dobry wynik w wyborach do federalnej Izby Reprezentantów. To oznacza impuls dla działaczy, że być może odsunięcie od wpływów rodziny Izetbegoviciów i jej protegowanych może odświeżyć wizerunek SDA.
Wybory a sprawa chorwacka
Ciekawie i dramatycznie przebiegały sprawy wokół listy chorwackiej. Ostatecznie w wyborach do Prezydium reelekcję uzyskał Željko Komšić, uzyskując jednak dużo mniejszą przewagę, niż w 2018 roku. Teraz wynosi ona jedynie 30 tysięcy głosów. Paradoksalnie może się to wiązać z tym, że boszniaccy wyborcy umiarkowanego polityka, jakim jest Komšić, wzięli udział w bitwie o mandat z boszniackiej listy. W dużej liczbie zagłosowali oni na innego opozycyjnego kandydata – Bećirovicia – otwierając tym samym szansę kandydatce chorwackich nacjonalistów, Borjanie Krišto.

Domniemany odpływ wyborców od Komšicia i mobilizacja chorwackiego elektoratu jednak nie wystarczyły i nadal Chorwatów będzie reprezentował polityk, na którego nie głosowali. Z drugiej strony przyzwoity wynik Krišto zadaje częściowy kłam pojawiającym się gdzieniegdzie twierdzeniom, że była ona słabą kandydatką, która została rzucona na pożarcie w beznadziejnej walce.
I na tym by się skończyło, gdyby gwiazdą wieczoru nie postanowił zostać Christian Schmidt. Wysoki Przedstawiciel w ciągu godziny od zamknięcia lokali wyborczych, podczas liczenia głosów, ogłosił decyzję o zmianie ordynacji wyborczej. W każdym innym kraju uznano by tę decyzję za skandaliczną. W Niemczech, skąd pochodzi Schmidt, takie praktyki są szczególnie nie do pomyślenia. W Bośni natomiast Wysokiemu Komisarzowi wolno wszystko, łącznie ze zmianą reguł gry w trakcie liczenia głosów.
Szczęście w nieszczęściu, że zmiany nie dotyczą stanowisk wybieranych bezpośrednio w wyborach, a jedynie pośrednio, poprzez przedstawiciela. Najbardziej doniosłą zmianą jest rozszerzenie składu Izbie Narodów FBiH z 58 do 80 deputowanych, którzy są jednak nominowani przez władze kantonalne.
Mleko się jednak rozlało i w powszechnym mniemaniu zmiany wprowadzone przez OHR faworyzują nie dość że Chorwatów, to jeszcze konkretne ugrupowanie, na które w większości głosują (HDZ). Szczególnie wśród liberalnych komentatorów wpisuje się to doskonale w narrację walki opozycyjnych kandydatów z systemem, tworzonym przez etnonacjonalistyczne partie, do których HDZ się zalicza. Odbiór decyzji Wysokiego Przedstawiciela jest zatem taki, że zamiast działać na rzecz integracji obywateli BiH, umacnia on narodowościowe podziały.
W wydźwięku międzynarodowym poczynania OHR również nie są takie oczywiste. USA oraz Wielka Brytania natychmiast poparły działania Schmidta, jednak Unia Europejska się od nich zdystansowała. Sprawa jest rozwojowa i zapewne na łamach Mówiąc Wprost jeszcze do niej wrócimy.
Republika Serbska – stagnacja czy rozwój?
Obserwatorzy, którzy liczyli na koniec władzy Milorada Dodika w Republice Serbskiej, po niedzielnym wieczorze raczej będą niepocieszeni, choć i tu sprawa jest mocno kontrowersyjna. Zacznijmy jednak od formalności. Serbską członkinią Prezydium BiH będzie Željka Cvijanović, protegowana Milorada Dodika i dotychczasowa prezydentka Republiki, która dość pewnie wygrała swoje głosowanie. Jej poglądy nie odbiegają w żaden sposób od linii Dodika. Tak jak lider jej partii, jest objęta sankcjami ze strony Wielkiej Brytanii i USA, nałożonymi za próby podkopywania integralności kraju. Tutaj więc bez zmian.
Do końca jednak ważyły się losy wyborów na prezydenta Republiki Serbskiej. W nocy sztaby zarówno Milorada Dodika, jak i Jeleny Trivić, ogłosiły zwycięstwo. Obecnie (poniedziałek wieczór) różnica między nimi wynosi 28 tysięcy głosów na korzyść Dodika i zapewne to on zostanie ogłoszony zwycięzcą.
Sztab Jeleny Trivić wskazuje jednak na rażące nieprawidłowości towarzyszące głosowaniu i nie pozostaje w tej kwestii bez racji. Ciekawy jest tutaj przykład rodzinnej wsi matki Trivić, gdzie nie uzyskała ona ani jednego głosu. Gdy jedna z ekip telewizyjnych odwiedziła miejscowość, szef lokalnej komisji wyborczej przyznał na antenie, że wpisał w protokole „0” przy nazwisku Trivić, gdyż był zmęczony. Na pytanie dziennikarza czy wie, że to przestępstwo, odparł: „No tak, ale dzwoniłem już do centralnej komisji i mówili żeby nie poprawiać, bo i tak przeliczą ponownie”. Najwyraźniej jednak głosy przeliczono słabo, gdyż kontrkandydatka Dodika nadal ma 0 głosów we wspomnianej komisji. Jest to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza że do kamery wypowiadali się mieszkańcy, którzy zarzekali się, że oddali głos właśnie na nią.
Wydaje się jednak, że przewaga Milorada Dodika jest zbyt duża, aby można było ją skutecznie podważyć. On sam zdążył już wyprawić imprezę z okazji zwycięstwa, w której zresztą uczestniczyły jego dzieci w koszulkach wyrażających poparcie dla Władimira Putina.

Podsumowanie
Z pewnością będziemy nadal śledzić konsekwencje bośniackich wyborów. Dla mnie pozostają dwie poważne niewiadome. Pierwszą, dość oczywistą, jest to, jakie partie wejdą w skład rządu, a zwłaszcza to, ile cały ten proces potrwa.
Nie wiadomo, na ile środki wprowadzone przez Wysokiego Przedstawiciela zachęcą polityków HDZ do szybszego zawiązania koalicji z innymi partiami i wybrania premiera. A skoro już przy decyzjach OHR jesteśmy, to z pewnością wszyscy będą bacznie obserwować długofalowe skutki ingerencji przedstawiciela wspólnoty międzynarodowej w proces wyborczy. Nie mam tu na myśli tylko skutków politycznych, ale również społeczne. To kolejny ruch podkopujący zaufanie Bośniaków do instytucji międzynarodowych.
W Prezydium BiH będziemy mieć dwóch członków opowiadających się przeciwko narracjom etnonacjonalistycznym i jedną członkinię im hołdującą. To dobra wiadomość, należy jednak pamiętać, że władza w kraju jest mocno zdecentralizowana i leży w wielu ośrodkach. Przykładem jest SDA, które mimo bolesnej porażki Izetbegovicia, nadal jest największą partią w kraju i w rozmowach koalicyjnych będzie rozdawać karty. Jeśli zatem ktoś przegrał na jednym szczeblu, nadal mógł odnieść sukces na innym. Dlatego też skuteczność sprawowania władzy w BiH nadal będzie zależeć od szerokich, czasem egzotycznych porozumień i koalicji.
PS. Jeśli macie ochotę pobawić się mapką z wynikami wyborów, zapraszam na https://www.izbori.ba/Rezultati_izbora/?resId=32&langId=1#/1/0/0/0/0