Wokół inwazji na Irak w 2003 narosło wiele mitów. Prym wiedzie stwierdzenie o niemożności wprowadzenia demokracji w państwach arabskich. Jednak jak to często z mitami bywa i ten ma mało wspólnego z rzeczywistością.
Słynne przemówienie w kongresie z 29 stycznia 2002 wygłoszone przez Georga Busha o istniejącej „osi zła”, która zagraża światu, było swego rodzaju zapowiedzią tego, co czeka jeden z tych krajów. Mowa o Iraku, pod rządami Saddama Husajna, postrzegane było jako siedlisko zła. Irak miał zostać poddany anihilacji i stworzony na nowo. Jednak demokratyzacja tego państwa zakończyła się klęską. Wtedy też pojawiły się głosy, że „nie da się wprowadzić demokracji w społeczeństwie arabskim”. Niemniej ciężko mówić o niepowodzeniu misji demokratyzacji, skoro USA tak naprawdę nigdy tego nie chciały.
Na temat braku podstaw prawnych do inwazji na Irak w 2003 roku opublikowano już szereg książek, czy też artykułów, dlatego nie będę się o tym rozpisywać. Jednak na sam początek trzeba powiedzieć dwa słowa, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Otóż tak, Saddam Husajn był dyktatorem, a jego reżim ma krew na rękach, zwłaszcza Kurdów. Należy pamiętać, że pretekstem do inwazji na Irak była rzekoma produkcja broni masowego rażenia oraz wspieranie Al-Kaidy. Oba te zarzuty był tak naciągane, jak niemiecki pretekst do wypowiedzenia wojny Polsce w 1939, dlatego nikt nie potraktował go poważnie. Co więcej, USA wydumały sobie, że przedostatni punkt (nr 13) rezolucji 1441 ONZ, która generalnie groziła Irakowi bliżej niesprecyzowanymi „poważnymi konsekwencjami”, był legalną podstawą do wywołania wojny. Inne zdanie miał na ten temat sekretarz ONZ Kofi Annan, lecz nie był to pierwszy raz, kiedy po zimnej wojnie ONZ miało odmienne zdanie niż USA.

Paul Bremer, amerykański dyplomata, dostał od Georga Busha zadanie stworzenia nowej administracji i przekształcenia Iraku w państwo demokratyczne. Bremer robił to w duchu Konsensusu waszyngtońskiego, który ustanowił Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Podstawą przywrócenia do życia irackiej gospodarki miał być „iracki plan Marshalla”. Na kwotę pomocową składało się 38 mld dolarów z USA, 15 mld z innych krajów, a 20 mld dolarów miało pochodzić ze sprzedaży irackiej ropy. Łącznie 73 mld dolarów. Suma, można by rzec, astronomiczna i pozwalająca na szybką odbudowę i zaspokojenie potrzeb zwykłych Irakijczyków. Jednak na samych deklaracjach się skończyło. Plan Marshalla, który pozwolił dźwignąć zrujnowaną Europę, w głównej mierze polegał na ogromnych pożyczkach. Miały one za zadanie odbudować gospodarkę zniszczonych państw i szybko podnieść je na nogi jako samowystarczalne rynki. Stany Zjednoczone w takim przypadku zarabiały na sprzedaży żywności i materiałów odbudowującym się państwom i przedsiębiorstwom. Problem z irackim planem był taki, że pieniądze te nie trafiły w żaden sposób do irackiego społeczeństwa i gospodarki, ale do ogromnych zagranicznych korporacji, często powiązanych z administracją Georga Busha. Znamiennym przykładem tego była firma Halliburton, gdzie wiceprezydent USA Dick Cheney był udziałowcem, mimo pełnienia urzędu publicznego.
Firma zajmowała się budową infrastruktury, a w szczytowym momencie zatrudniała w Iraku 50 tys. osób – tylko w znacznej większości nie byli to Irakijczycy. Ówczesny minister przemysłu w Iraku Muhammad Taufik odbijał się jak od ściany, prosząc administrację Bremera o dostarczenie generatorów prądu; zapewniał, że 17 irackich cementowni może dostarczyć zarówno materiały do budowy, jak i dać dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Mimo to, firmy zagraniczne budujące w Iraku wolały ściągać materiały z zagranicy nawet po dziesięciokrotnie wyższej cenie. Jak się okazało po latach, Paul Bremer zabronił Bankowi Centralnemu finansować w jakikolwiek sposób państwowe i prywatne przedsiębiorstwa w Iraku. Częstą narracją, jaka pojawiała się w kontekście Iraku było to, że zamiast chcieć odbudować swój kraj, Irakijczycy woleli pogrążyć się w religijnych sporach, a sami nie byli zdolni do podjęcia działań odnowy. Przeczą temu jednak sondaże – w pierwszych miesiącach po inwazji na Irak 70 procent Irakijczyków opowiadało się za świeckim państwem.
Jedną z pierwszych decyzji Paula Bremera była likwidacja armii irackiej. W efekcie zwolniono 500 tys. pracowników państwowych, w większości żołnierzy, ale też lekarzy, inżynierów, pielęgniarek itd. Decyzja ta miała w teorii za zadanie pozbycie się wszystkich członków partii Bass wiernych Saddamowi, jednak ucierpiał na tym szereg wykwalifikowanych pracowników. Wszyscy ci ludzie trafili na bruk, a ogromna większość żołnierzy (którzy często służyli po prostu z powodu poboru), widząc jak ich kraj popada w ruinę, zaczęła się radykalizować. Irakijczycy nie byli w stanie odbudować swojego kraju, gdyż większość wykwalifikowanych osób po prostu zwolniono i nie było komu podejmować odpowiednich działań i decyzji. Dodatkowo te przedsiębiorstwa, które jeszcze działały, musiały poddać się prywatyzacji w imię wolnej konkurencji. W tym samym czasie pieniądze zebrane na odbudowę kraju były przejadane, bądź wprost rozkradane przez zagraniczne korporacje, panoszące się po Iraku. Jednym z najgłośniejszych tego typu przykładów była sprawa firmy Custer Battles. Firma ta ukradła wszystkie podnośniki widłowe z irackiego lotniska i przemalowała je na swoje barwy. Następnie wystawiła rachunek Tymczasowym Władzom Koalicyjnym za leasing sprzętu. W 2006 roku ława przysięgłych w Wirginii orzekła przeciwko firmie Custer Battles, że winna jest zapłacić 10 mln dol. odszkodowania. Jednak obrońcy wystąpili do sądu apelacyjnego – firma nie mogła być sądzona, gdyż Tymczasowe Władze Koalicyjne w Iraku nie stanowiły części rządów USA, czyli nie podlegały ani amerykańskiej jurysdykcji, ani irackiej. Sprawa firmy Custer Battles pokazała, że pierwsze miesiące po inwazji na Irak to była anarchia, której sami Amerykanie nie chcieli zaradzić, gdyż pozwalała dorobić się w błyskawicznym czasie.
Paul Bremer nie chciał przekazać władzy Irakijczykom, twierdząc, że najpierw musi zostać napisana nowa konstytucja. Była to decyzja kuriozalna, bo w efekcie blokowała ona próby odbudowy państwa po wojnie. Decyzja ta była tym bardziej niezrozumiała, że Irak posiadał konstytucję z 1970 roku. Był to dobry dokument, który zdecydowanie mógłby stać się ponownie fundamentem, na jakim mógł stać nowy Irak. Wbrew temu co mówił Paul Bremer, problemem tego dokumentu podczas rządów Saddama nie była jego wadliwość, a to, że Saddam Husajn po prostu ją zignorował. Konstytucja iracka w pełni zaspokajała dążenia demokratyczne irackiego społeczeństwa, a udowodnił to czas tuż po zakończeniu inwazji. Irakijczycy dosłownie „rzucili” się do demokratycznego zarządzania swoim państwem. W całym kraju wybuchały protesty, a lokalni dziennikarze prześcigali się w krytyce decyzji podejmowanych przez Tymczasowe Władze Koalicyjne. Z wolności zgromadzeń i słowa, których nie było za czasów Saddama Husajna, Irakijczycy korzystali pełną garścią, wierząc w ten demokratyczny sposób wyrażania sprzeciwu. W takich miastach jak Mosul czy Samra ludzie sami się organizowali. Przy współpracy z regionalnymi władzami wybierano rady, na których ustalano lokalne priorytety oraz plany odbudowy. Entuzjazm był ogromny, a często przy tym pomagali sami żołnierze USA, wierzący słowom Busha, że do Iraku zostali wysłani w celu szerzenia demokracji.
Paul Bremer zapewnił, że w skład tymczasowego rządu Iraku wejdą osoby wybrane przez wszystkich przedstawicieli odłamów irackiego społeczeństwa. Jednak szybko się z tego pomysłu wycofał, samemu arbitralnie wybierając radę. Później sam zawiesił jej działanie, stwierdzając, że wszystko idzie opornie, a Irakijczycy nie są skłonni do współpracy. W notatkach pisał o graniu w ciuciubabkę i kółko i krzyżyk, kiedy to on chciał wprowadzać błyskawicznie nowe dekrety o otwarciu irackiej gospodarki. Opieszałość, czy też sprzeciw członków rady, wynikała ze świadomości tego, że momentalne i nieskrępowane niczym otwarcie gospodarki spowoduje jeszcze większą falę zwolnień i bezrobocia. Co więcej, może to doprowadzić (jak się okazało, radni trafnie przewidzieli) do radykalizacji nastrojów. Kolejnym „problemem” dla Bremera były odbywające się już wybory w mniejszych miastach i miasteczkach.
Pozostając uprzedzonym do Irakijczyków, którym miał za zadanie stworzyć nowe państwo, uważał, że to Tymczasowa Władza Koalicyjna powinna mianować lokalnych zarządców i burmistrzów. Była to sytuacja paradoksalna, gdyż Bremer wszystko, co zastał w Iraku nazywał reliktem stalinizmu, a finalnie to on sam podejmował arbitralne decyzje co do stanowisk w najmniejszych ośrodkach. W Nadżafie, gdzie wybory organizowano przy wsparciu amerykańskiej armii, odwołano je zaledwie dzień przed terminem głosowania. Bremer obawiał się, że w świętym mieście irackich szyitów wygra nieprzychylny amerykańskiej polityce muzułmański kandydat. Ostatecznie na jego polecenie żołnierze stacjonujący na miejscu mieli zebrać pewnych ich zdaniem Irakijczyków i spośród nich wybrać burmistrza. Zdarzało się, że rozkaz Bremera przychodził dzień po odbytych wyborach. Niezrażony tym anulował ich wynik i nakazywał tworzenie nowych rad. Bremer komentował, iż nie jest przeciwny demokracji, jednak chciał ją wprowadzać z uwzględnieniem jego obaw o to, że zbyt wczesne wybory mogą mieć negatywne skutki. Wypowiedź ta jest klasycznym przykładem kolonialnego myślenia i poczucia wyższości kulturowej. Irakijczycy wyraźnie tracili zaufanie, chociaż nadal wierzyli, że odbędą się wybory obiecane przez Waszyngton. Te jednak w listopadzie 2003 roku zostały anulowane i Bremer ogłosił, że pierwszy rząd Iraku będzie stworzony przez nominacje.
Pierwsze pół roku pod rządami Bremera pokazują, że wszelkie irackie aspiracje do zbudowania podwalin pod demokratyczne struktury były usuwane przez amerykańskiego dyplomatę. Pierwsze zamachy i wybuchy niezadowolenia z łatwością można skorelować jako następstwa kolejnych decyzji podjętych przez Bremera i jego rady zarządzającej. Odwołanie powszechnych wyborów oznaczało zdradę szyitów, którzy liczyli na objęcie władzy po latach dyskryminacji za czasów Saddama Husajna (był on sunnitą). Początkowy opór wobec działań TWK objawiał się w masowych protestach. Na ulice Bagdadu wyszło ok. 100 tys. osób, które domagały się po prostu utworzenia konstytucyjnych instytucji w drodze wyborów, a nie mianowania. Abd al-Aziz al-Hakim, jeden z najważniejszych irackich ajatollahów, pisał w liście do Georga Busha i Tony’ego Blaira, że tego typu działania doprowadzają tylko do rozlewu krwi. Prezydenci odparli, że cieszą się z protestu, bo to oznacza, że demokracja działa, ale zdania nie zmienią. Gdy tymczasowa konstytucja została wprowadzona, szyici pod wodzą Muktady as-Sadra potępili działania Bremera i uznali dokument za bezprawny. Tak powstała armia Mahdiego, z którą władze okupacyjne i nowo utworzone irackie władze wałczyły przez kolejne lata. Gdyby USA od początku przekazała władzę Irakijczykom, najprawdopodobniej opór byłby minimalny.

Niniejszy tekst miał za zadanie wskazać na początkowe działanie administracji Paula Bremera i wykazać, że to oni nie byli gotowi (nie chcieli) na przekazanie władzy Irakijczykom w sposób demokratyczny. Jednak nie wolno przejść obojętnie obok kwestii więzienia w Abu Ghraib. „Trafiali do niego demonstranci/przeciwnicy działań TWK oraz często po prostu zwykli cywile. Stosowanie tortur było tam na porządku dziennym i, można by rzec, że przejęto praktyki, które panowały w więzieniach za czasów Saddama Husajna. Więźniów torturowano, rażono prądem, albo podwieszano w celi, gdzie pod nimi biegały wygłodniałe psy. Za pojmania odpowiadała armia USA, ale ogromny „wkład” w ten proceder miały też firmy ochroniarskie, takie jak Blackwater.
Według dziennikarza Jeremy’ego Scahilla firma ta zatrudniała nawet 700 Chilijczyków, którzy swoje „doświadczenie” w torturach rozpoczęli jeszcze w czasach dyktatury Augusto Pinocheta. Kiedy na jaw wyszło, do jakich zdarzeń dochodzi w więzieniu Abu Ghraib, władze okupacyjne zaczęły masowo zwalniać więźniów. Należy pamiętać, że tego typu placówek było bardzo wiele. Jak ustalił Czerwony Krzyż od 70 do 90 procent aresztowań nastąpiło przez pomyłkę! Moim zdaniem przez pomyłkę można zaparkować na znaku zakazu zatrzymywania, a nie torturować więźniów.
Inwazja na Irak jest jedną z największych hańb na karcie historii USA, a skutki odczuwalne są po dziś dzień. Co gorsza, w tym procederze wzięła aktywny udział Polska. O ile istniały moralne powody do odsunięcia Saddama Husajna od władzy, to dokonano tego w najgorszy możliwy sposób, z brakiem poszanowania jakichkolwiek praw międzynarodowych. Następnie działania tymczasowego rządu pod przewodnictwem Paula Bremera doprowadziły do zradykalizowania całego społeczeństwa. Efektem tego była śmierć ponad 600 tysięcy Irakijczyków, a przeszło 4 mln zdecydowało się na emigrację.